To moje pierwsze spotkanie z piórem Stefana Dardy i już widzę w wyobraźni wszystkie te uśmieszki osób, które miały w ręku jego książki. Od teraz też mogę taki uśmieszek przesyłać! Już wiem, o co kaman. Ja! Człowiek, który horrory w telewizji przełącza na rzecz Chłopaków do wzięcia, mając na uwadze swoje psychiczne dobro. Cóż tu dużo mówić, po Chłopakach zwyczajnie mogę spać w nocy spokojnie. Ot przekleństwo ponadprzeciętnej wyobraźni. Dosłownie przed chwilą przeczytałam ostatnie zdanie w książce Jedna krew i wszelkie opowieści o duchach walnęły mnie obuchem w głowę. W sumie dobrze, że nie metalowym zębem brony…
Mając jedenaście lat nasz bohater – o jakże moim zdaniem uroczym imieniu – Wieńczyk, traci jedną z bliższych osób. Przyjaciółkę, powierniczkę, ale przede wszystkim wujeczną siostrę, Nikę. To wydarzenie zapoczątkowało rozpad jego psychiki, ale również całej rodziny. Okazało się, że ukochana siostra nie tylko umarła, ale, co gorsza, przebudziła się pod wpływem klątwy i chciała ukatrupić ciotecznego brata, w związku z czym wylądowała na cmentarzu z metolowym zębem brony wbitym w pierś i odciętą głową. Jako już czterdziestoletni mężczyzna Wieńczysław wciąż nie potrafi pogodzić się z wydarzeniami z przeszłości. Samodzielnie zgłębia historię klątwy jednej krwi, która budzi do życia zmarłych pochodzących z kazirodczego związku i każe im szukać ofiary. I nagle po dwudziestu siedmiu latach historia się powtarza, a Wieńczyk postanawia wykorzystać szansę, by dowiedzieć się, czy rzeczywiście zamierzchła legenda jest prawdą, czy dawno pogrzebanym mitem.
Jedna krew to powieść, która na długo zostanie w mojej pamięci. Przede wszystkim dlatego, że jest zupełnie nieszablonowa. Możecie się zakładać, typować zakończenia, a i tak Was zapewniam, że nie zgadniecie, co przygotował autor. Prowadzi on z czytelnikiem grę i doskonale zdaje sobie sprawę, że rozdaje tu karty. Pomyślicie sobie: „Dobra, Panie Stefanie, pośmiali się, postraszyli, a teraz się okaże, że wszystko głównemu bohaterowi się przyśniło”. Ta, jasne… Równie dobrze możecie wziąć metalowy ząb brony i walnąć się nim w głowę. Będziecie bardziej przewidywalni niż zakończenie tej powieści.
Pomimo elementów fantastycznych – użyjmy tego określenia, mając na uwadze chodzące zwłoki – w powieści na pierwszy plan wysuwa się wątek psychologiczny. Z ciekawością śledziłam poczynania głównego bohatera. Tylko ktoś bardzo taktowny mógłby powiedzieć, że Wieńczysław ma nierówno pod sufitem. Ten czterdziestoletni facet boryka się z poważnymi problemami, zapoczątkowanymi w dzieciństwie, które tylko narastają, gdy powraca w rodzinne strony. Stopniowo wnikamy w skrzywioną psychikę Wieńczysława i ze zgrozą śledzimy jego kolejne poczynania. W imię klątwy jednej krwi jest on w stanie zrobić dosłownie wszystko. Jego działania są podyktowane dobrem społecznym, bo jakby nie patrzeć pragnie on powstrzymać szerzącą się zarazę. Niestety jedno wydarzenie jest początkiem kolejnego i naprawdę trudno przerwać ten łańcuszek.
Trudno też mi stwierdzić, czy gorsza jest klątwa jednej krwi, która budzi zmarłych do życia, czy może „pustka”, którą noszą w sobie żywi. Choć to truposze sieją postrach i szukają ofiary, która zaspokoi ich wzburzoną krew, to bardziej chyba przeraża obojętność żywych i ich całkowite wypranie z emocji. Można odnieść wrażenie, że każdy kieruje się podniosłym celem, który dąży do jednego – powstrzymania klątwy. Takich czynów nie można jednak niczym usprawiedliwić. A zakończenie zostawia nas z pytaniem, czy rzeczywiście wszystkie podjęte przez bohaterów decyzje się opłaciły, a łańcuszek zdarzeń został przerwany. Może jednak jedna krew wciąż buzuje w żyłach, domagając się polowania.
Zapewniam, że Jedna krew nie raz zapewni Wam przyśpieszone bicie serca i sprawi, że zaczniecie poważnie się zastanawiać nad sensem ludzkiej natury. Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością Stefana Dardy, ale czuję, że nie ostatnie. Styl autora – który przede wszystkim przyprawia czytelnika o gęsią skórkę, ale potrafi też rozbawić – bardzo przypadł mi do gustu. Jedna krew zapisała się w mojej pamięci, ale jednego jestem pewna. Horrory wciąż będę przełączać na rzecz Chłopaków do wzięcia.