„Skradzione dziecko” angielskiej pisarki Sanjidy Kay to bardzo dobrze napisany thriller psychologiczny, od którego trudno się oderwać. Motyw zaginięcia lub porwania jest bardzo często podejmowany czy to w literaturze faktu, czy beletrystyce i trudno tu o jakąś nieszablonowość. A jednak autorce udało się tchnąć w tę opowieść sporo indywidualizmu co zapisuję na duży plus.
Siedmioletnia Evie jest adoptowaną córeczką Zoe i Olliego. Rodzice towarzyszyli jej od samego początku, od momentu, gdy była noszona pod sercem przez swoją biologiczną matkę – narkomankę. Dziewczynka przychodzi na świat przed czasem, ale walka o jej życie i zdrowie się nie kończy. Dziecko rodzi się odurzone narkotykami i nie wiadomo jakie będzie to miało skutki dla malutkiego organizmu. Zoe i Ollie nie odchodzą od inkubatora i drżą wraz z lekarzami o każdy kolejny dzień maleństwa. Na szczęście wszystko kończy się dobrze, chociaż niektóre zachowania Evie odbiegają nieco od normy i mogą być pozostałością po zatruciu organizmu w życiu płodowym.
Teraz dziewczynka ma już siedem lat, chodzi do szkoły i nadal jest oczkiem w głowie swoich adopcyjnych rodziców, a szczególnie mamy. Evie to także ulubiona starsza siostra dwuletniego Bena. Od jakiegoś czasu zachowanie dziewczynki znacząco się zmienia. Mała staje się krnąbrna i nieposłuszna, coraz częściej pyta o swoich biologicznych rodziców, a w jej pokoju pojawiają się nowe zabawki, ubrania i tajemnicze wiadomości od stęsknionego „taty”. Niedługo potem dziewczynka znika ze szkoły odebrana przez rzekomego ojca, podczas gdy jej rodzice czuwają w szpitalu przy łóżeczku małego Bena.
Rozpoczynają się poszukiwania, trwa wyścig z czasem… Wszystko wskazuje na porwanie, ale co kilka godzin pojawiają się nowe okoliczności i poszlaki.
Co się stało z siedmiolatką? Kto podał się za ojca dziewczynki? Dlaczego nie wróciła ze szkoły do domu?
Pytania można mnożyć, ale odpowiedzi na nie wymagają zaangażowania policji oraz wielu postronnych ludzi z otoczenia. Krąg podejrzanych jest dość szeroki, ale z dnia na dzień zawęża się by ostatecznie dojść do prawdy.
Sanjida Kay stworzyła emocjonującą opowieść, w której nic nie jest oczywiste, a scenariuszy co do wydarzeń feralnego popołudnia mamy kilka. Wprowadzenie do fabuły rozległych wyludnionych wrzosowisk okolic Yorkshire spowitych mgłą tworzy niepowtarzalny klimat. Nastrój niepokoju, lęku, niepewności przeplata się ze swego rodzaju pięknem i malowniczością. Te wrażenia udzielają się bohaterom, ale także w jakimś stopniu stają się udziałem czytelnika. Powołane do życia postaci są wiarygodnymi ludźmi z krwi i kości, chociaż niektóre ich zachowania zupełnie mi się nie podobały. Postać Zoe – adopcyjnej matki bardzo przypadła mi do gustu. Rozumiem tę kobietę, bez trudu zaakceptowałam jej słabość do tajemniczego artysty Harisa i szczerze jej kibicowałam w próbach samodzielnego odnalezienia zaginionej córeczki. Irytowała mnie natomiast postać Olliego – adopcyjnego ojca, który moim zdaniem zupełnie nie sprostał sytuacji, nie był oparciem dla żony, obwiniał ją za porwanie, nie dostrzegał swoich błędów, a jego bierna postawa wobec śledztwa nie ułatwiała sprawy.
Zachowanie nauczycieli w szkole, do której uczęszczała Evie wydało mi się karygodne i bardzo nieprofesjonalne. W moim przekonaniu nie chodzi tu o naiwność i łatwowierność rodziców, ale raczej i braki w pedagogicznym przygotowaniu kadry uczącej. Jak zatem łatwo zauważyć powieść wzbudza emocje. Różne, czasem zupełnie skrajne uczucia towarzyszą lekturze, przez którą możemy z łatwością „zarwać noc”.
Autorka umiejętnie manipuluje czytelnikami, kilkakrotnie udaje się jej kompletnie wywieźć nas w pole, a zwroty akcji są dość spektakularne. Pani Kay pisze prostym, lekkim językiem, co w przypadku thrillera psychologicznego wcale nie jest łatwe. Plastyczne opisy krajobrazów działają na wyobraźnię. Wrzosowiska mimo swojej grozy i niesamowitości zdają się przyciągać nas swoim urokiem niczym magnes. Zabrakło mi trochę budowania napięcia, które w zasadzie przez cały czas pozostaje na tym samym poziomie.
„Skradzione dziecko” to powieść, którą bardzo chętnie obejrzałabym na ekranie. Przepiękne wrzosowiska, urokliwe głazy, polne drogi, małe miasteczka i wstrząsające wydarzenia to zestawienie, któremu trudno byłoby się oprzeć. A tymczasem pozostaje nam własna wyobraźnia oraz osobiste wnioski i przemyślenia. Powieść Sanjidy Kay zmusza do refleksji i pozwoli miło spędzić czas.
Polecam.