Kuniko Mukoda zginęła w 1981 roku, z czego można by wnioskować, że wszystko to, o czym pisała, dziś jest nieaktualne lub wręcz stanowi przeżytek. Że tamte lata to rozdział dla wielu zamknięty, coś, co było o kimś, kto był. Że teraz jest wszystko inne, że ludzie się zmienili, a świat w przeciągu tych pięćdziesięciu lat nie jest taki, jakim był za życia Kuniko Mukody. Czyżby? - pytam. Może jest tu nieco prawdy, lecz są niuanse, które z rozsypanej ludzkiej codzienności wybrała Kuniko, i z których utkała ponadczasowe historie. Zazdrość, poszukiwanie miłości i bliskości, dotyk czyjejś dłoni, potrzeby i uczucia, które były i są i będą. Podobnie relacje rodzinne, które plączą się częstokroć w sobie tylko wiadome supły. Ludzie samym życiem, nawet prostym i monotonnym piszą własne opowiadania. Nuda też ma swoją głębię, co dostrzega Kuniko Mukoda w tym zbiorze opowiadań. Autorka nie zrobiła nic innego, jak weszła do domów, skryła się pod dachem Sachiko, Motoko, czy Naoko, usiadła pod oknem na niewysokim stołeczku i obserwuje. Patrzy, słucha i milczy. Przed jej oczami toczy się film zatytułowany „Życie”, który rozgrywa się bez przygotowanego wcześniej scenariusza. Brak rozpisanych monologów, brak podziału na sceny, nie ma powtórek ujęć.
Życie, ludzie, emocje – to przeplatany warkocz ludzkiego bytu.
Pióro Kumiko Mukody sprawia, że pozornie proste sprawy okazują się mieć ogromne znaczenie. Autorka pisze o błahych przypadkach, jakie mogą się przydarzyć każdemu z nas, lecz robi to w tak niewiarygodny sposób, że udzielają się one i tobie. Irytuje cię niewierny Kazuo, denerwuje Tsuzuki, z którym spotykasz się raz w miesiącu, rozczula Motoko... W „Kobiecie zza ściany” odnajdziesz cały wachlarz emocji. Tu wręcz od nich buzuje. I nawet, gdy nie widzisz ich w twarzach bohaterów, to nie znaczy, że nie możesz ich pojąć i nie dostrzec na swój indywidualny sposób. One się tlą pod skórą. A „(...) to, że czegoś nie widzisz, albo nie rozumiesz, nie znaczy, że nie możesz tego robić (…) A nawet tym bardziej powinnaś to robić dlatego, że tego nie widzisz i nie rozumiesz”. Bo trzeba mieć odwagę, by walczyć o siebie.
Kuniko Mukoda zastosowała prosty trik – obserwacja ludzi przez dziurkę od klucza. Wystarczy patrzeć i żyć życiem innych i opisywać to. Każda z bohaterek trafia na inną kobietę, często obcą, której życie uzmysławia jej jak płytkie jest jej własne. Własne, grzeczne i ułożone życie nijak się ma w porównaniu z drugą kobietą. Te bohaterki jakby czekały na coś, co się być może wydarzy. A tymczasem za ścianą mieszka ona, jakże inna ode mnie. Obok siostra, która, w przeciwieństwie do mnie, czerpie z życia garściami. Młoda dziewczyna łączy ludzi w pary, podczas gdy obce jest jej uczucie zakochania.
To wszystko jest w „Kobiecie zza ściany”. Tu w prostocie skrywa się uniwersalność, która nie mija wraz z upływającymi latami. I choć nie ma tu akcji i pozornie nic się nie dzieje, to jednak wyczuwasz ogrom emocji, jakie życie serwuje ludziom. Czytasz o ich bezradności, o samotności i o zawieszeniu pomiędzy tym, co się ma, a tym, co można byłoby mieć. Stoisz na rozpostartym moście pomiędzy marzeniem, a rzeczywistością i zatrwożony, zagubiony tkwisz bez ruchu. W którą stronę iść? Co będzie dobre? Nikt ci nie pomoże, decyzję musisz podjąć sam.
„Kobieta zza ściany” Mukody to prawdziwa powieść o zwyczajności.
#agaKUSIczyta