Gaja Kołodziej to dwudziestotrzyletnia autorka trzech powieści. Swoja debiutancką książkę wydała w dwa tysiące dziesiątym roku, choć ostateczne prace nad nią zakończyła dwa lata wcześniej, kiedy miała zaledwie osiemnaście lat. „Wystrzałowa licealistka” i kolejna z serii „Wystrzałowa maturzystka” cieszyły się dużą popularnością, a opowiadanie „ Moje jedyne marzenie” zostało wyróżnione pierwszą nagrodą w Ogólnopolskim Konkursie Literackim. Książka pod tytułem „Dar” jest trzecia w całym dorobku literackim Gai i pierwsza jej książka, w której występują zupełnie nowi bohaterowie. Z jednej strony można zaliczyć tę pozycję do rodzaju paranormal romance, z drugiej zaś do przeciętnej obyczajówki.
Kora Smolińska to maturzystka o mentalności małej dziewczynki, która po śmierci matki przeprowadza się z Poznania do Warszawy i tam zaprzyjaźnia się z młodszą córką wujostwa toczy jednostronną wojnę z Krwawą Małgorzatą i uwiesza się na chłopaku zwanym Teo. Nie radzi sobie z własnym życiem, sama stawia się na pozycji ofiary i nawet nie próbuje jej zmienić. Jest zakompleksiona i bezradna w stosunku do swojego daru, a raczej przekleństwa, jak sama nazywa, to czym została uraczona przez Boga. Jako bohaterka książki jest nudna i przewidywalna. Na szczęście na kartach tej historii pojawia się Eryk Nil - nowy kolega z klasy. Dzięki niemu życie głównej bohaterki zostaje zmienione o sto osiemdziesiąt stopni.
Jednym słowem banał. Moje zdanie potwierdza również wątek niedoszłej miłości Asi i Michała, a zwłaszcza sama postać Michała przy której tworzeniu, aż za bardzo widać wpływy niezbyt ambitnego kina amerykańskiego (przystojny, kapitan drużyny koszykarskiej, chłopak najładniejszej i najpopularniejszej dziewczyny w szkole… ).
Do tego wszystkiego sam język jakim jest pisana ta książka nieco rozczarowuje. Rzecz jasna, rozumiem, że bohaterami są młodzi ludzie, ale mimo wszystko mogło być nieco lepiej.
Oprócz tego, jest jeszcze jedna rzecz, która niezmiernie mnie męczy. Mianowicie czytając tę książkę miałam wrażenia, że autorka na każdej stronie pisze jedno i to samo, używając troszkę innych sformułowań i to naprawdę troszkę innych…
Jednak nigdy nie jest tak, że wszystko jest be, i nic nie jest plusem. Owszem i plusy się i w tej książce znalazły. Moim zdaniem na wielkie brawa zasługuje sposób wykreowania babci Eryka. Jak dla mnie mistrzostwo. Świetnie przedstawiony charakter tej postaci, jej przebojowość, żywiołowość i prostolinijność. Istne mistrzostwo. Na pochwałę zasługuje też zakończenie, ot, co całkiem fajne, może nie zaskakujące, ale sympatyczne w odbiorze.
Poza tym muszę przyznać, że cala książka mimo wielu mankamentów czyta się dobrze, taka lekka lektura na pochmurne dni lub samotne wieczory. Myślę, że zdecydowanie kierowana w stronę młodzieży, choć może nie tylko?
Jakby się mocniej wgłębić możemy dostrzec swoiste drugie dno. Zauważamy, że nie jest to jedynie zwykła, dość banalna i naiwna książka o nużącej fabule i dość monotonnych bohaterach, ale również historia przeciętnej nastolatki, którą możemy w różny sposób przyrównywać do swojego życia i dzięki temu zrozumieć, że zawsze znajdzie się ktoś kto polubi nas takimi jakimi jesteśmy i mimo wszystkich naszych wad dla kogoś możemy stać się całym światem, a to, że jesteśmy nieszczęśliwi, lub źli nie zależy od innych, i nie jest to niczyja wina, jedynie nasza. Ta opowieść pozwala zrozumieć, że to jacy jesteśmy zależy tylko i wyłącznie od nas, a nasza uszczypliwość lub bezradność robi krzywdę tylko i wyłącznie nam samym.
Ogólnie rzecz ujmując, osobiście czułam się bardzo rozczarowana czytając tę książkę, gdyż uważam, że temat jaki porusza (czytanie w myślach) jest na tyle ciekawy i nietypowy, że można na jego podstawie stworzyć niesamowitą, ekscytującą opowieść rodem fantasy i właśnie takiej historii się spodziewałam, ale niestety. „Dar” to bardziej obyczajówka niż fantasy, ale mimo wszystko nie spisuje jej całkowicie na straty. Jest to niezbyt ambitna lektura, ale do przejścia i to z uśmiechem na twarzy, przynajmniej w niektórych momentach.