„[…]Zapominamy, że życie jest kruche, delikatne, że nie trwa wiecznie. Zachowujemy się wszyscy, jak byśmy byli nieśmiertelni. […]”
„Oskar i Pani Róża” to bardziej opowiadanie niż powieść w pospolitym tego słowa znaczeniu. Ale za to jakie jest to opowiadanie. Genialna historia o umieraniu, o spokoju, gniewie, rozumieniu świata. Prosta w przekazie, wspaniała w doborze słów. Niesamowite charaktery…
Czytając ją wyobrażałam sobie Pana Schmitta jak tworzył to dzieło i jak z pełną premedytacją i wyrachowaniem tworzył kolejne zdanie z myślą „tu będziecie płakać”, „a tu będziecie się śmiać”, „ w tym fragmencie zmuszę was do przemyśleń”…
Wszystkie założenia tego francuskiego dramaturga, eseisty i powieściopisarza, z wykształcenia filozofa zadziałały na sto procent. Tak jak zamierzył płakałam, śmiałam się i myślałam, o życiu, śmierci, radości i tajemnicach, o kłamstwie w imię dobra i dobru w imię szczęścia.
„[…]Najciekawsze pytanie wciąż pozostają pytaniami. Kryją w sobie tajemnicę. Do każdej odpowiedzi trzeba dodać "być może". Tylko na nieciekawe pytanie można udzielić ostatecznej odpowiedzi. […]”
Ta książka może, a nawet musi trafić w ręce każdego człowieka. Wspaniale napisana historia dziesięcioletniego chłopca, który umiera na raka, który pogodzony z wizją własnej śmierci odnajduje swój własny sposób na radość, na gniew, na wiarę. Przepięknie pomyślane i niezmiernie pomysłowe listy do Boga, SA napisane w taki sposób jakby faktycznie tworzył je mały chłopiec. Przebija w nich dziecinna prostota, bezpretensjonalność i nuta naiwności, a wszystko ubrane w niezwykłe słowa, które tworzą całość. A ta całość to historia, z którą podrzędny czytelnik nie do końca potrafi się pogodzić, nawet po odłożeniu opowiadania na zaszczytne miejsce w domowej biblioteczce.
Dociera do nas, że ta fikcja literacka, to nie do końca taka fikcja. Bo przecież gdzieś obok nas na prawdę umierają ludzie. Umierają dzieci. Za młodo, za wcześnie, niesprawiedliwie…
„[…]Bo są dwa rodzaje bólu, Oskarku. Cierpienie fizyczne i cierpienie duchowe. Cierpienie fizyczne się znosi. Cierpienie duchowe się wybiera. […]”
Kiedy przeczytałam, ze „Oskar i Pani Róża” to wydarzenie literackie na miarę „Małego Księcia” czułam się nieco zawiedziona, gdyż wspomniany „Mały Książę” mi osobiście się nie podobał, w każdym bądź razie zaryzykowałam. Kiedy czytałam pierwsze zdania wydawało mi się, ze ta opowiastka jest bardzo banalna i raczej mało wartościowa, ale że była niewielkich gabarytów stwierdziłam, że przeczytam ją do końca. I bardzo dobrze, że tak zrobiłam! Tak naprawdę ta książka to jeden wielki cytat. Jedna wielka mądrość. To świadomość własnego życia w paru słowach.
„[…]Próbowałem tłumaczyć rodzicom, że życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrza¬nu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć. […]”
Jak już wcześniej wspomniałam, książka jest zachwycająca. Cała historia jest tak rzeczywista, że aż przeraża. Chwyta za serce i w cale nie chce puścić. Długo, bardzo długo.
Poruszająca pozycja dla tych dużych i małych. Dla szczęśliwych i nieszczęśliwych, a zwłaszcza dla tych zagubionych, którzy nie do końca potrafią pogodzić się z własnym losem. Piękna w prostocie, genialna w przekazie. Mądrze napisana, wartościowa. Jednym słowem ARCYDZIEŁO!
„[…]Codziennie parz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy. […]”