Esme Cramer...
Victor Hammond...
Mam nadzieję, że imiona i nazwiska tych fikcyjnych postaci wyświetlały Wam się na każdym możliwym medium społecznościowym.
Chociaż są to bohaterowie, których nie należy w jakikolwiek sposób romantyzować, nie powinno się ich polubić, zyskali moją dozgonną sympatię. Ich kreacja zaciekawiła mnie na tyle, że ciężko będzie mi kiedykolwiek o nich zapomnieć. Bardzo ciężko jest wymyślić kogoś takiego. Ani się udało i to podwójnie.
Bardzo istotny jest tu motyw byłych małżonków, którzy rozstali się wręcz we wrogich stosunkach - w końcu w grę wszedł zakaz zbliżania się, a tym samym upadek kariery Victora. To idealny przedsmak do zemsty, bardzo przemyślanej, zawiłej, niezapomnianej.
To wszystko ułatwia śmierć obecnego męża Esme. Jaki motyw towarzyszył popełnionej zbrodni? Victor Hammond ma znajomości, których nie zawaha się użyć, aby kobieta została uznana za niewinną. Tylko czy warunki, które jej postawi za tę przysługę, są tego warte?
Piekło stoi otworem.
Książka została określona jako thriller erotyczny i to było najlepsze z możliwych rozwiązań. Przez całą treść (czytaną przeze mnie kilkukrotnie) towarzyszył mi mrok, napięcie i wiele tajemnic, które dopiero na sam koniec wywołują opadnięcie szczęki. To wszystko połączone zostało namacalną chemią, przesiąknięte powalającym erotyzmem. Victor i Esme to ponadprzeciętne postaci, które najbardziej lubią nieoczywistość i tylko oni sami są w stanie zrozumieć, co nimi kieruje. Psychologia tej historii jest niezwykle złożona i otoczona ogromnym magnetyzmem. Uwielbiam to, że (nie ma co ukrywać) Victor i Esme odznaczają się inteligencją. Uważam ich za tych wykraczających ponad przeciętność. Zdecydowanie. Nie tylko pod względem wspomnianej manipulacji, myślenia, ale również wyższości nad pozostałymi. Są jak Król i Królowa Piekła, jednak trzeba pamiętać, że walka o władzę może istnieć również między nimi.
Między bohaterami toczy się gra, która stwarza efekt manipulacji również czytelnikiem. Dałam się wciągnąć w tę inteligentną, przemyślaną rozgrywkę i naprawdę ciężko było mi ją zakończyć. Po przeczytaniu ostatnich rozdziałów po prostu się popłakałam, a później poczułam obezwładniającą pustkę.
"Umowa in blanco" to książka, którą Ania pokazała, że żaden gatunek literacki nie jest jej obcy. Udowodniła nam znakomitości swojego wszechstronnego pióra. To, co zawsze doceniam w historiach, które pisze, to łatwo dostrzegalny research. Niezależnie od tego, co tworzy, wkłada w to całą siebie i nie rzuca błahymi określeniami. Uwielbiam dojrzałość Jej pióra i fakt, że niczym kameleon dostosowuje się do poruszanej tematyki, a ta nie jest tym razem łatwa.
Ta książka ma sprawić, że poczujemy się niczym w symulacji, która całkowicie odetnie nas od otoczenia. Ma działać na każdy zmysł, sprawić, że zaczniemy oglądać się za siebie, a wiadomość od nieznajomego numeru już nigdy nie będzie taka sama.
Cieszę się, że mogłam być poniekąd częścią tej historii, bo wiem, że jest jedną z tych, z których należy być dumnym. Zarówno pod względem tego, jak jest napisana, co zawiera, jak bardzo mąci w głowie i jak wszystko się w niej toczy.
Jeśli jesteście gotowi, przeczytajcie ostrzeżenie, a jeśli stwierdzicie, że nadal Was nie przegania, czytajcie całość. To historia, która będzie nawiedzała Was w snach.