Są takie książki, które uznajemy za znakomite, książki promieniujące urokiem niedopowiedzeń, bogactwem nawiązań, idealnie dopasowane do naszego nastroju w chwili lektury, czarujące kreacją bohaterów czy opowiadaną historią, książki zmuszające do refleksji, w jakiś sposób ważne dla czytelnika. Taka właśnie dla mnie jest „Eremanta” Joanny Skalskiej – niby banalna historia Magdy, opiekującej się domem profesorostwa Sławińskich w Londynie podczas ich długiej, wakacyjnej nieobecności. Banalna – bo cóż, na pierwszy rzut oka, może być porywającego w opowiadaniu o wycieraniu kurzu czy strzyżeniu trawnika? Niby banalna – bo na szczęście Magda ma pasję, jest zauroczona odkrywaniem świata ukrytego w tłumaczonej przez siebie hiszpańskiej powieści. I nie ma nic przeciwko zabraniu tam czytelnika.
„Eremanta” jest książką o drobiazgach. I o wyciszeniu, chwilowym wycofaniu się ze świata, o czynieniu porządków w życiu. I – wreszcie – o realizacji marzeń. Magda właśnie takiego wyciszenia potrzebuje po wstrząsach zawodowych i osobistych. Pusty, położony na londyńskim przedmieściu, dom Sławińskich stanowi wymarzony azyl. Magda nareszcie ma czas dla siebie. I dla mieszkańców Eremanty – tajemniczej wioski, w której od lat panuje milczenie. Fabuła książki Joanny Skalskiej to splot dwóch głównych wątków: dziejów mieszkańców Eremanty i historii codziennej pracy Magdy nad tłumaczeniem powieści. W drugim wątku czytelnik może odnaleźć również dotychczasową historię bohaterki, jej rozterki, opis nie bardzo udanej próby asymilacji w środowisku polskich emigrantów, a także fragment historii rodzinnej nieobecnej pani domu.
Książka Joanny Skalskiej to zbiór nastrojowych opowieści, najróżniejszych historii, snutych bardzo plastycznie i sugestywnie. Czytelnik nie ma najmniejszego problemu z wyobrażeniem sobie scenograficznych realiów kolejnych opowieści, tym bardziej, że postaci bohaterów wykreowane są bardzo wiarygodnie, pasują do świata, w którym żyją – do tego stopnia, że aż się chce rozpocząć poszukiwania pierwowzorów, dopasować wydarzenia do udokumentowanych historycznie faktów czy istniejących lokacji, poszukiwać śladów inspiracji innymi lekturami. W tym względzie autorka nie wprowadza ograniczeń, przeciwnie – jedynie zarysowuje możliwe ścieżki interpretacyjne, a od czytelnika zależy, którą z nich podąży: czy skojarzy tytuł książki z pustelnią, czy poszuka odniesień w twórczości autorów iberoamerykańskich, czy też znajdzie własne nawiązania. Ale jakkolwiek by nie wybrał, tak samo może cieszyć się lekturą opowieści o ludziach, zarówno kolejnych pokoleniach mieszkańców egzotycznej wioski, jak i migawkami z życia najnowszej fali polskiej emigracji.
„Eremanta” napisana jest dopracowanym, wysmakowanym językiem. Bo słowa są ważne. Nawet pojedyncze. I autorka o tym wie: w książce przekonująco odmalowuje wysiłki Magdy zmierzające do jak najwierniejszego oddania zamysłów autora przekładanej książki, nie tylko jeśli chodzi o literę, ale również o ducha tekstu; czasem długotrwałe próby znalezienia najwłaściwszego w danej sytuacji słowa – słowa, które u czytelnika wywoła pożądane skojarzenia, przywoła określone obrazy. Praca pochłania bohaterkę tak bardzo, że Eremanta niemal obsesyjnie wypełnia jej myśli, wkracza w sny. Dwa światy zaczynają się przenikać: świat Magdy w pustym domu, w nieznanym mieście, wśród obcych ludzi i świat odizolowanej, spalonej południowym słońcem wioski. Im bardziej Magda stara się odsłonić tajemnice mieszkańców i oddać w tłumaczeniu niuanse powieści, tym szerzej otwiera drzwi do własnej, prywatnej Eremanty.
Otwiera – i odkrywa, że tak naprawdę nie różni się niczym od mieszkańców wioski: tak samo cierpi z powodu niezrozumienia, tak samo wspomina i analizuje najdrobniejsze szczegóły, próbując zrozumieć i pogodzić się z przeszłością, tak samo przeżywa urazy i niesprawiedliwości. Mimo że – w przeciwieństwie do Eremantczyków – nie obowiązuje jej nakaz milczenia, Magda czuje się wyalienowana i samotna, ma poczucie zmarnowanego życia, traci grunt pod nogami, gdy w pracy dowiaduje się, że – bez względu na starania – nie ma szans na awans. Zupełnie, jak Pedro, który po latach słyszy: „nigdy nie smakowało mi twoje wino”*. Magda, skazana na błahe rozmowy o niczym, powierzchowne uwagi, w rzeczywistości jest sama wśród ludzi. I czeka na jedno słowo, jeden telefon, jeden gest.
Tak naprawdę nieważne, w jakim konkretnie kraju leży Eremanta. To miejsce istnieje gdzieś wewnątrz każdego z nas. To nasz własny, prywatny świat, czasem ostatnie schronienie, a czasem siedziba koszmarów. Miejsce pełne niewypowiedzianych marzeń, ulotnych obrazów, wspomnień o tych, którzy odegrali ważną rolę w naszym życiu. Miejsce, które nieustannie ewoluuje, zmienia się pod wpływem czasu, pamięci i wyobraźni: niektóre wspomnienia blakną i zacierają się, a niektóre urazy rosną do monstrualnych rozmiarów. I z tego właśnie miejsca – gdy bierze górę bardziej wojownicza część naszej natury – wyruszamy na wojenne krucjaty: wygłaszamy mniej lub bardziej uzasadnione opinie, wchodzimy w zwarcia na internetowych forach, podejmujemy na pozór irracjonalne czy impulsywne decyzje. Jak mężczyźni z Eremanty, wyruszający na wojnę.
Zatem, jeśli ktoś ma ochotę na lekturę refleksyjną, o spokojnej, wręcz leniwie toczącej się narracji, napisaną pięknym językiem, polecam „Eremantę” Joanny Skalskiej – powieść o podróży w głąb siebie, odbytej dzięki lekturze o życiu innych ludzi. Powieść, w której drobiazgi i niuanse są ważne. Warto.
* Joanna Skalska – „Eremanta”, Powergraph, Warszawa 2010, wydanie I, s. 251
Recenzja ukazała się 2010-05-27 na portalu katedra.nast.pl