„The Office. Dzień w podstawówce Dunder Mifflin” to książka dla dzieci inspirowana popularnym serialem. Jak wygląda biurowy światek przeniesiona na szkolne tło? Czy Michael Scott – przewodniczący klasy – okaże się dobrym liderem?
Zacznę od od tego co sądzę o samym pomyśle, przygotowania publikacji dla dzieci inspirowanej serialem dla dorosłych. Jestem sceptycznie nastawiona do takich przedsięwzięć. Nie przeczę, ze może wyjść z tego coś fajnego. W tym przypadku pomysł przedstawienia najmłodszym dorosłego korpoświata na przykładzie znanych im funkcji, jak przewodniczący klasy, wygląda bardzo obiecująco. Jednak nie daje mi spokoju, po co umieszczać w książce dla dzieci coś co z założenia ma być czytelne dla dorosłych, co ma bawić rodzica, a nie docelową grupę czytelników. No i ostatnia kwestia, czyli żywotność takiej publikacji. Pamiętajmy, że moda przemija i nie wiemy, kiedy serial pójdzie w zapomnienie.
Przejdźmy do treści, z którą mam ogromy problem, bo pomimo prostego języka, kompletnie jej nie rozumiem. Michael zostaje przewodniczącym, ogłasza, że organizuje przyjęcie i dlatego trzeba stworzyć kolejkę. Buduje ją różnymi sposobami np. alfabetycznie, wg wzrosty itp., ale żaden z nich nie jest dobry. W końcu daje się przekonać, żeby przyjąć pomoc i dzieci wspólnie budują idealną kolejkę. I teraz niech ktoś mądry mi wyjaśni, dlaczego ustawienie dzieci w kolejkę jest tak ważne przy organizacji przyjęcia. Nie jestem w stanie tego pojąć.
Myślałam, że bohaterowie dostaną jakiś typowo szkolny problem do rozwiązania np. projekt do zrobienie, sprawdzian do przełożenia, albo organizację ważnego dla placówki wydarzenia, cokolwiek wzięte z życia uczniów. Tymczasem dzieciaki z Dunder Mifflin wymyślają sobie własne zmartwienie. Świetnie sobie z nim radzą i morał o pracy w grupie, jest jak najbardziej widoczny, ale fabuła wydaje mi się zbyt abstrakcyjna.
Muszę przyznać, że wydanie jest bardzo ładne. Kolorowa książka w formacie A4 i w twardej oprawie od razu wzbudziła zainteresowanie mojej córki – szczególnie strona tytułowa, która wygląda jak korkowa tablica. Tekstu nie ma dużo, a do tego możemy znaleźć typowo serialowe wstawki, kiedy to jeden z bohaterów komentuje wydarzenia. Świetne nawiązanie do oryginału, jednak przez to książkę wygodniej czyta się samodzielnie niż komuś. Na początku mamy zaproponowaną zabawę w szukanie ukrytych przedmiotów, co też jest niezłym uatrakcyjnieniem lektury.
Nie ukrywam, że nie tego oczekiwałam po tej książce. Chyba największe zastrzeżenie jakie do niej mam to to, że spodziewałam się problemu z życia uczniów, a nie jakiegoś wymyślonego przez nich. Jednak wydanie jest ładne, tekst prosty, a morał czytelny, więc może znajdzie się grupa czytelników którym przypadnie do gustu.