Dwór seksów i żenady.
Kiedy dobre dwa lata temu skończyłam „Dwór skrzydeł i zguby”, powiedziałam, że z chęcią przeczytałabym kontynuację Dworów, ale wiecie co — cofam swoje słowa. Ta część jest zupełnie niepotrzebna. Nie rozumiem, dlaczego w ogóle została wydana, ponieważ nie wnosi nic nowego. Czy ktokolwiek sprawdzał tę książkę? Przez 751 stron wynudziłam się jak nigdy dotąd.
Trzech poprzednich tomów jestem fanką, a raczej byłam, gdyż ta część sprawiła, że znienawidziłam w tej serii dosłownie wszystko. Począwszy od świata, kończąc na postaciach, które bardzo lubiłam. Do bohaterów i świata jeszcze wrócimy, chciałabym za to poruszyć najpierw kwestię, która zasługuje najbardziej na komentarz. Chodzi mi tutaj o sceny erotyczne. Ugh. Od czego by tu zacząć. Może od tego, że Maas nie potrafi pisać scen łóżkowych, erotycznych, zwał jak zwał. Wiecie, nie sztuką jest napisać erotyk. Sztuką jest napisane go sensownie, ładnie i przede wszystkim smacznie. Pani Maas absolutnie tego nie potrafi i lepiej dla niej, aby więcej już się za takie wątki nie zabierała. Ile razy na boga można powtarzać „seed” albo „cock”? Ile razy można czytać o tych samych scenach, tylko w innych miejscach i pozycjach? Dlaczego wszystkie problemy bohaterów muszą być rozwiązywane za pomocą seksu i do tego sprowadzane? Pominę już fakt, że Nesta jest przez całą część tak napalona, że nawet demon musiał ją o tym uświadomić. Mówienie o tym już nawet nie jest śmieszne. To dno. Sceny erotyczne doprowadziły mnie końcowo do napadów śmiechu, przewracania oczami, wewnętrznego bólu i męczarni.
Bohaterowie. Tutaj będzie się działo.
Na pierwszy ogień weźmy Nestę i Elain. Sukę i idiotkę. Tej pierwszej nie lubiłam już od początku serii i dodatkowo się w tym utwierdziłam. Wszyscy czekaliśmy na wytłumaczenie dotychczasowego zachowania Nesty i powiem wam, że jest one śmiechu warte. Absolutnie mnie nie przekonuje. Na ostatnich szesnastu stronach Nesta dostaje jakiegoś cudownego olśnienia i przechodzi niesamowitą duchową przemianę. Obraża i obwinia o swoje cierpienie wszystkich dookoła, pluje jadem, ale ostatecznie zdaje sobie sprawę, że wszyscy jej nienawidzą i ups, nie ma do kogo się odezwać, więc ich poprzeprasza. Mówią, że lepiej późno niż wcale, nie?
Elain. Po co ona jest w tej części? Poza użalaniem się nad sobą i współczuciem innym uświadomieniem sobie także, że Nesta faktycznie jest paskudna i nie da się z nią żyć, o czym wiedzą wszyscy inni. Gdyby jej nie było, nadal nic by się nie zmieniło.
Rhysand i Feyra, Kasjana zostawmy na później. Ta dwójka miała już swój czas, czy moglibyśmy zostawić ich w spokoju? Kochałam tę parę, ale Maas sprawiła, że ją znienawidziłam. Pojawiają się tylko po to, aby Rhys roztaczał wokół siebie „groźną” i obronną aurę, Feyra nie miała własnego zdania i możliwości decydowania o sobie, a na dodatek przypomnijmy czytelnikom, że cały czas się pieprzą i nie robią nic więcej. O, nie przepraszam. Składają też idiotyczną przysięgę.
Kasjan. Mój drogi Kasjan. Naprawdę go lubiłam, bardzo. Chłop miał świetne poczucie humoru, był sarkastyczny i potrafił się odpowiednio zachować, kiedy sytuacja tego wymagała, ale dłużej już tego nie potrafi. Za to biega jak piesek za Nestą. Nie umie utrzymać „sprzętu” (xD) w spodniach i jedynie, o czym myśli, to o przeleceniu Nesty. Dlaczego Sarah? Naprawdę chciałabym wiedzieć, dlaczego tak go skrzywdziłaś. Nie chce mi się wierzyć, że Illyrian mający ponad pięćset lat, przez cały ten czas nie umiał znaleźć żadnej innej odpowiedniej dziewczyny, bo przecież to Nesta sprawia, że aż go roznosi.
Chciałabym powiedzieć, że z pozostałymi postaciami jest lepiej, ale nie mogę. Amrena — tak, ta silna Amrena — drży i prawie ucieka w popłochu na widok Nesty, cholera wie czemu. Azriel na dobrą sprawę nie zrobił nic złego, ale przez fantazję, którą wyobraziła sobie z nim i Kasjanem Nesta, nie mogę patrzeć na niego jak dawniej. Wątek Mor i Erisa był niejakim zaskoczeniem. Dochodzą nowe postacie, „przyjaciółki” Nesty — Emerie i Gwyn i szczerze nie mam pojęcia, jak i jakim cudem funkcjonuje ta znajomość. Bohaterowie zostali strasznie zniszczeni.
Relacje między postaciami, to kolejna porażka. Nie ma nawet o czym do końca mówić, bo tych relacji jest brak. Nesta i Kasjan nawet nic do siebie szczególnego nie czują oprócz chorego przyciągania, które powoduje, że co dwadzieścia stron muszą się obmacywać i ocierać o siebie…
Przejdźmy do tego, że autorka absolutnie nie trzyma się pewnych reguł, które sama ustanowiła w uniwersum. Pisze tę historię jakby o nich zapomniała, przez co lektura jest miejscami nielogiczna, niespójna i absurdalna.
Plot. Właściwie jaki plot? Generalnie, gdyby usunąć sceny erotyczne, cringe’u, niepotrzebne nikomu opisy (np. muzyki i instrumentów przez 10 stron) i totalnie niedorzeczne dialogi, z tej książki nie zostałoby wiele. Maas powtarza swoje schematy po raz dziesiąty, setny, a nawet tysięczny. Nic w tej historii nie zaskakuje. I niby autorka porusza ważne kwestie związane z zaburzeniami psychicznymi, czy też przemocą cielesną, ale robi to tak nieumiejętnie, że szkoda gadać.
Naprawdę chcę zapomnieć o tym. Żałuję, że to przeczytałam. Według mnie ten tom jest niepotrzebny. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że jest to skok na kasę, bo wszystkim wyszłoby na dobre, gdyby ta część niepowstała. Porn without plot. Tyle w temacie.