Po wymęczających i brutalnych w skutkach wojnach, w których Rin stoczyła dzielnie bój, zostaje zdradzona przez sojuszników na rzecz obcych. Pozostawiona na śmierć, okaleczona, z rozbitą duszą, wraca do rodzinnej Tikany. Powrót do korzeni stawia przed Rin wiele wyzwań i nieoczekiwanych możliwości. Dziewczyna pojmuje, że siła nie leży wcale w przywódcach Koalicji Południa, a zwykłych ludziach, którzy pragną zemsty równie mocno, jak ona i czczą ją jako swoją ognistą boginię zbawienia. Rin wie, że ci ludzie razem z nią staną ponownie do boju, jednak tym razem stawka jest o wiele większa i młoda Speerytka będzie walczyć o cały jej znany świat. Ten ludzki i ten boski. A gdy na scenę ponownie wkroczy Feniks i jego odurzające szepty o spopieleniu do cna świata, czy Rin będzie wystarczająco silna, by się mu oprzeć?
Rebecca F. Kuang napisała fenomenalne zwieńczenie trylogii Wojen makowych. Stworzyła historię doprowadzającą do łez rozpaczy, historię pozostawiającą w sercach na długi czas. Autorka konsekwentnie prowadziła wszystkie wątki od początku do końca. Dopięła każdy element na ostatni guzik. Sprawnie prowadziła zwroty akcji i ani razu nie przynudzała! Przedstawiła nam epicką fantastykę inspirowaną swoimi rodzimymi stronami. Poruszyła ciężkie tematy kolonializmu, rasizmu i ludobójstwa. Wzniosła nas na nowy poziom ekscytacji, a dodatkowo poprawiła się w swoim rzemiośle na przestrzeni tych trzech książek. Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam wszystkie trzy części, jednak „Płonący Bóg” stoi na o wiele wyższym poziomie!
„Weź wszystko, co chcesz. Znienawidzę cię za to. Lecz będę też kochać cię po wsze czasy. Nic na to nie poradzę. Kocham cię.”
Świat Rin nie oszczędza. Pomiata nią raz za razem. Od dziecka zdana była tylko na siebie. Jej droga nie była usłana różami. Wyśmiewana w Sinegardzie, brana za dziwaczkę, obłąkańca i szaleńca do czasu, gdy za sprawą swojego bóstwa i własnego uporu doszła do punktu, w którym ludzie uciekają przed nią w popłochu. Moim zdaniem, Rin zdecydowanie jest jedną z lepszych, jak nie najlepszych bohaterek w fantastyce. Dziewczyna jest do bólu uparta, nie da sobą pomiatać, ani się zastraszyć. Nie jest szlachetna ani honorowa, jest za to prawdziwa i wyrazista. Speerytka jest osobą żądną władzy i mocy, siejącą zamęt i brutalność na każdym kroku. Nie straszne są jej konsekwencje jej działań. Rin nie jest za to bezduszna. Dzielnie skrywa przed sobą i przed światem ból, który jej towarzyszy od niepamiętnych czasów. Nie pozwala dopuścić go do siebie. Ukrywa swoje smutki, żale i tęsknotę. Nie chce pozwolić im zawładnąć.
„Zniszcz mnie, zniszcz nas oboje, a ja na to pozwolę.”
Autorka za sprawą Rin, ale nie tylko pokazała nam, co zemsta, zdrada, żądza władzy w trakcie wojny robi z człowiekiem. Na jakie niebezpieczeństwa go naraża. Czego się przez to dopuszczamy.
Bohaterowie na kartach historii, na naszych oczach zmienili się przez otaczające ich środowisko. Zadziałały wpływy i namowy. Każdy z poszczególna miał za sobą i wciąż przed sobą trudną drogę. Na swoich barkach nosili fizyczne i psychiczne ślady traum, zaczynając od przemocy emocjonalnej, kończąc na seksualnej. Strach stał się im blisko, strach był ich przewagą.
Wspaniałe jest również przedstawienie wszelakich relacji między postaciami. Od tych dobrych, ciepłych, rodzinnych, po niszczycielskie i krzywdzące. Idealnym przykładem będzie Rin z Kitajem, którzy razem przeszli wiele. Wspierali się nawzajem, walczyli o siebie i swoich bliskich, kochali się, aż wreszcie obydwoje doprowadzili do swojego upadku.
„Była boginią. Była potworem.”
W tej części mamy możliwość poznać dokładniejszą, a do tego bardziej okrutną historię Cesarstwa Nikan i jego władców. Od jego powstania, do upadku. Autorka nareszcie ujawnia prawdziwą, tragiczną historię Speer i jej mieszkańców. Również bardzo dobrym posunięciem jest ukazanie, że moc szamanizmu ma swoje ograniczenia, nie jest nieskończona, ma wady i okropne, a często nawet przerażające skutki uboczne.
„Nie robię tego dla ciebie. To nie jest przysługa. To największe okrucieństwo, jakiego mogę się dopuścić.”
Powiem to wszem wobec — „Płonący Bóg” ma najlepsze sceny bitewne, jakie kiedykolwiek miałam okazję przeczytać. A pośród tego wszystkiego Nezha i Rin. To napięcie, te skrzeczące iskry. Brak mi słów. Obrazy były iście rzeczywiste. Przeżywałam każdy pocisk, każdą strzałę wystrzeloną w ich kierunku. Miecz skierowany w drugie. Kolejne kopnięcia, uderzenia, starcie siłach boskich. Od tego wszystkiego płonęłam od środka. Trzęsłam się za każdym razem i przeżywam podwójnie, kiedy ponownie się spotykali, toczyli rozmowy i walczyli po dwóch różnych frontach.
Strategie wojenne są dopracowane do końca, zwrotów akcji nie da się przewiedzieć, wątki polityczne ekscytujące jak nigdy dotąd, niespodziewane nowe sojusze i zdrady!
Rebecca F. Kuang nie boi się krzywdzić swoich bohaterów. Ukazuje nam prawdziwe, straszliwe realia wojen i ich długotrwałe skutki.
„Jestem kresem i początkiem. Świat to malowidło, a pędzel mam ja. Jestem bogiem.”
Tak naprawdę chciałabym jeszcze tak wiele napisać, ale boję się, że zdradzę wam za dużo. Pozostaje tutaj jeszcze wiele rzeczy do pochwały, naprawdę masa. W poprzednich recenzjach stwierdziłam, że „[…] przed nami rodzi się przyszła królowa fantastyki.” i całym sercem podtrzymam to stwierdzenie. Rebecca F. Kuang doprowadza swoimi historiami czytelników do łez wzruszenia. Powoduje, że jej powieści przeżywa się nadmiar emocjonalnie. Tworzy wspaniałe opowieści fantasy, które bez dwóch zdań zasługują na nagrody, które zdobywają. Cieszę się, że mogłam śledzić poczytania młodej autorki od samego początku. Wierzę, że jej kolejne powieści będą równie, albo nawet i bardziej fascynujące!
Mówią, że historia jest pisana przez zwycięzców. Ale czy na pewno?