Dziękuję wydawnictwu Jaguar za egzemplarz!
Cain i Warden jeszcze trzy lata temu walczyli ramię w ramię przeciwko krwiożerczym kreaturom i mieli do siebie bezgraniczne zaufanie. Dziś prawie wszystko ich dzieli, a rany, które zadali sobie w przeszłości, są wciąż świeże. Jednak kiedy partner Cain ginie bez śladu, a król wampirów — Isaac powraca, muszą ponownie stanąć razem do walki. Czy mimo trzyletniej przepaści nadal będą w stanie sobie zaufać?
Wiele osób podkreśla, że drugi tom jest zdecydowanie lepszy pod względem akcyjnym i bardziej dynamiczny niż pierwszy, i w połowie się z tym zgodzę. Walk jest więcej, są bardziej zacięte, a podczas ich trwania bohaterowie obrywają. Ponadto autorki bliżej opisują nam kwatery hunterów, zasady i hierarchię. Aczkolwiek w moim odczuciu historia jest miejscami niedopracowana i już tłumaczę, dlaczego tak uważam.
Pierwszym moim zarzutem jest szybka i gwałtowana zmiana Wardena. Mieliśmy już okazję poznać go w „Mocy amuletu” i tam ukazał się nam jako opryskliwy, tajemniczy, nieznający sprzeciwu hunter. Tutaj natomiast po powrocie do domu i ponownym spotkaniu z Cain zaczął zachowywać się jak dzieciak. Miękł przy niej momentalnie. Rozumiem, że wspomnienia i dawno skrywane uczucia powróciły, a dziewczyna będąca na wyciągnięcie ręki, niczego mu nie ułatwia, jednak gdyby Warden utrzymał swój charakter z pierwszego tomu i stopniowo w trakcie zmieniał swoje podejście, to sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej.
Sama Cain również nie przypadła mi do gustu. Co prawda dziewczyna stara się przestrzegać zasad obowiązujących w kwaterze, jest sumienna i dokładna, ale mimo to wydawała mi się momentami natarczywa, naiwna i głupiutka. Chociaż chciałabym podkreślić, że zmiany, do jakich dąży dziewczyna, mnie samej się podobały. Fajnie, że widzi nierówność w hierarchii Edynburskiego instytutu hunterów i chce go zmienić.
Dodatkowo romans między dwójką głównych bohaterów jest widoczny od samego początku. Moim zdaniem rozwija się zbyt błyskawicznie. Nie czuć między nimi chemii. Działają w moim odczuciu gorzej niż Roxy i Shaw.
Cieszy mnie jednak fakt, że postać Kevina — posłańca śmierci, została w tym tomie szczerzej opisania. Ciekawym i śmiesznym zabiegiem było przedstawienie go, jako fana k-popu.
Mam także zarzut odnoszący się do podziału dobra i zła w tej historii. Nie podobało mi się, że wszystkie magiczne stworzenia były wrzucone do jednego wora. Nie chce mi się wierzyć, że wśród tysięcy wampirów, nie znajdzie się chociaż jedna osoba określona mniej jednoznacznie. Mam nadzieję, że coś w tej kwestii się zmieni i w przyszłych tomach dostaniemy większą postaciową różnorodność.
Historia miała swoje lepsze i gorsze momenty. Niestety mnie plot twisty zastosowane przez autorki w ogóle nie porwały. Dla mnie były one do przewidzenia.
Odnoszę wrażenie, że ja się od tej części odbiłam. Biorąc ją pod lupę jako całokształt, uważam, że pierwsza część cyklu była zdecydowanie lepsza. Nie będę ukrywać, ale troszkę się na niej wynudziłam. Przed nami jeszcze cztery tomy i pomimo tego, że ten niekoniecznie mi się spodobał, to jestem ciekawa kolejnych. Może w trzeciej części dostaniemy Grim hunterów?