Wigilia, dzień, w którym dzieją się cuda: Bóg się rodzi, moc truchleje, a zwierzęta mówią ludzkim głosem. Zabłąkani wędrowcy pukają do drzwi, a... A właśnie! Czy wiedzieliście, że zwyczaj zostawiania pustego nakrycia kultywowano jeszcze za czasów przedchrześcijańskich? Słowianie również mieli zarezerwowane nadprogramowe miejsce przy stole, z tą różnicą, że nie dla nieznajomego, lecz dla bliskich, którzy zmarli. Po religijnej rewolucji to się trochę pozmieniało, ale w kontekście antologii opowiadań grozy Duchy nocy wigilijnej, pierwotne znaczenie pustego nakrycia pasuje jak ulał, bowiem czego jak czego, ale duchów w książce, o której trochę Wam opowiem, nie brakuje.
Opowieści o duszach, które za życia nie zdążyły dokończyć swoich spraw i po śmierci wracają w formie zjaw, wydają się być ponadczasowe. Schemat tych opowieści, jak się okazuje, nie zmienił się od co najmniej dwustu lat, bo najstarsze teksty zebrane w antologii Duchy nocy wigilijnej, około tylu wiosen, czy raczej zim, mają. To swoją drogą zastanawiające, jak nasza psychika i lęki, tak naprawdę nie ewoluowały aż tak bardzo. W najnowszym tomie nieformalnej, bo nieposiadającej nazwy, serii antologii klasycznych opowiadań grozy, znajdziecie jedenaście tekstów (dziewięć opowiadań, jedna minipowieść i jeden fragment powieści), ośmiu autorów, głównie brytyjskich, ale wśród nich znalazł się Polak i Rosjanin... Teraz, gdy czytam to ostatnie zdanie, to brzmi trochę jak początek dowcipu. No wiecie, jednego z tych z gatunku: był sobie Anglik, Polak i Rosjanin... W każdym razie Zysk i S-ka przygotował dla nas - czytelników - kolejną dawkę wyśmienitej i nieśmiertelnej grozy, pełną nawiedzonych dworów, domów, a nawet akademików. Europa i jej stare, często wielowiekowe lokacje, to naturalne przyczółki i siedliska dla zmarłych, którzy nie odeszli. Tutaj, dodatkowo, klimat buduje również zima, która w mniejszym lub większym stopniu pojawia się w każdym z tekstów. I choć duchy nie zostawiają śladów na śniegu, to zimna, jej nieprzenikniona aura, biel pokrywająca pola i lasy, świszczący w oknach lodowaty wiatr, robią tu niesamowitą robotę.
Jednak Duchy nocy wigilijnej, to nie tylko groza, to również okno z widokiem na przeszłość. Taki wehikuł czasu, dzięki któremu zobaczymy, choć tylko w wyobraźni, życie sprzed stu, stu pięćdziesięciu czy stu dziewięćdziesięciu lat. Z jednej strony tereny słowiańskie - Białoruś (tekst Jana Barszczewskiego rozgrywa się na Białorusi właśnie) i Rosja, ze swoją naturalną swobodą i zamiłowaniem do luźnych rozrywek, z drugiej zaś strony Zjednoczone Królestwo i jego sztywna, wręcz purytańska etykieta pełna wszelkiej maści nakazów i zakazów, które dziś wydają się co najmniej śmieszne, a jeszcze przed stu laty skutecznie uprzykrzały i zniewalały ludzi.
No dobra, ale które z tych opowiadań są najstraszniejsze, zapytacie. Może Was zdziwię, ale dla mnie strach wcale nie jest wyznacznikiem dobrej opowieści grozy. To tylko część składowa, nawet nie jestem pewien czy najważniejsza. Duchy nocy wigilijnej mają różne oblicza grozy, tak to już jest z antologiami. Wielu autorów, to wiele spojrzeń na ten sam temat. Chciałbym jednak wspomnieć o kilku opowiadaniach, które z różnych względów zrobiły na mnie największe wrażenie. A zatem...
Po pierwsze Duch błękitnej komnaty, pana Jerome K. Jerome. To dość przewrotna opowieść, gdzie groza nie jest taka ważna. To historia o nawiedzonym pokoju, w którym duchy pojawiają się jedynie we wigilię. Wśród nich jest jedna zjawa, która za życia była... hmmm... dziś nazwalibyśmy ją "seryjnym mordercą". Tego dnia, we wigilię, mieszkańcy posiadłości trzymają się od tytułowej "błękitnej komnaty" z daleka. Jednak tym razem jest inaczej. Jeden z gości postanawia spędzić tam całą noc. Jak to się skończy? Powiem Wam tylko tyle, że będzie ciekawie.
Drugim opowiadaniem, które zasługuje na podium to Tojak Alfreda McLellanda Burrage'a. To historia utrzymana w konwencji opowieści przy ognisku, lecz bez ogniska. Niejaki Jackson odmawia przyjaciołom uczestnictwa w grze w Chowanego. Przyczyną tego jest duch dziewczyny, na którego natknął się jakiś czas temu w czasie nocnej zabawy w Tojaka (takiej odmiany Chowanego). Choć od początku wiemy jak ta opowieść się skończy, Burrage świetnie dawkuje napięcie i buduje klimat grozy. Gdyby było bardziej zaskakująco, byłoby super, ale i tak jest nieźle.
Podium zamyka Jerome. Tak, tak, ten sam, co napisał Ducha błękitnej komnaty. Człowiek nauki również zwrócił moją uwagę. Jest to opowiadanie o Zemście, dla której śmierć nie stanowi przeszkody nie do pokonania. Ciekawy jest tu wątek psychologiczny, jak również motyw nieuchronności kary.
Na uwagę zasługuje również opowiadanie Ten, który zobaczył Alfreda McLellanda Burragea, które zabierze Was do przytulnego francuskiego hoteliku z duchem kobiety przesiadującym nocami w hotelowym ogrodzie oraz Zaginiony stradivarius Johna Meade Falknera. To z kolei minipowieść, która może i jest ciut za długa, ale ma fantastyczny klimat grozy, a Autor świetnie dawkuje tajemnice.
Jak sami widzicie, jest w czym wybierać. Każdy tekst przeszedł gruntowną korektę, tak więc nie ma mowy o archaicznej budowie zdań, która zamiast dawać przyjemność, niemiłosiernie męczy, a właściwie niczego pozytywnego nie wnosi. Także dla Pani Redaktor wielkie brawa. Również okładka autorstwa Urszuli Gireń zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Oddaje atmosferę świątecznej grozy, no i fantastycznie się prezentuje. Wszystko to składa się na kolejną bardzo udaną antologię klasycznych opowieści z dreszczykiem, z którą spędziłem kilka przyjemnych wieczorów. A skoro ja miło spędziłem czas z Duchami nocy wigilijnej, to nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić Was do lektury tego przepięknie wydanego zbioru.
© by MROCZNE STRONY | 2022