Czasami pragniemy rzucić wszystko i ruszyć w podróż. Nie potrzebujemy celu tej podróży, ważny jest jej sens. Motyw podróży jest bardzo częsty w książkach. Podróżujemy, aby nauczyć się czegoś nowego, aby coś zobaczyć, lub aby odkryć kim tak naprawdę się jest i jaki jest sens naszego życia.
„Droga jest jak narkotyk. Hipnotyzuje. Człowiek wpatruje się w bezkresną szosę, szumiące drzewa, w poruszające się usypiająco wycieraczki, które walczą, by zetrzeć perlisty płyn do mycia szyb.”
Główną bohaterką jest Shelby. Jest ona zupełnie zwyczajną dziewczyną. Nie ma rodziców, zajmuje się nią pewna kobieta, o której bohaterka tak naprawdę niewiele wie. Nie mają za dużo pieniędzy, żyją bardzo skromnie. Na osiemnaste urodziny Shelby dostaje jednak kanarkowego mustanga wartego fortunę. Nie może ona uwierzyć, że ktoś się dla niej tak poświęcił, i kupił taki prezent. Wiek dojrzewania sprawia, iż bohaterka zaczyna rozmyślać o przeszłości i o swoich rodzicach. Kiedy okazuje się, że jej matka tak naprawdę żyje – ta postanawia wykorzystać zbliżające się wakacje i udać się w podróż, która ma dać odpowiedzi na trapiące ją pytania. O tych planach dowiaduje się jej była przyjaciółka Gina. Proponuje Shelby wspólny wyjazd, ponieważ sama chce odwiedzić chłopaka. Na początku dziewczyna się nie zgadza, jednak przekonują ją wspólne koszty podróży i kierowanie autem na zmianę. Oczywiście po drodze napotykają masę problemów, ale największym z nich stanie się pewna autostopowiczka, którą ze sobą zabiorą. Może ona zamienić ich życie w piekło..
Sięgnęłam po tę książkę z dwóch powodów. Po pierwsze Paulina Simons jest przeze mnie uwielbiana dzięki trylogii, którą zapoczątkował „Jeździec miedziany”. Powaliła mnie nią na kolana, jest to dla mnie mistrzostwo, będę wracała do tych książek prawdopodobnie do końca życia. Jednak jak to w życiu bywa, autor raz zadebiutuje, a reszta jego książek nie jest powalająca. Ależ oczywiście pomyślałam o tym! Moja przyjaciółka przeczytała „Dziewczyna na Times Square” i również była zachwycona. Tak więc, pomyślałam sobie, że autorka jest fenomenalna i wszystkie jej książki muszą być świetnie. Jak bardzo się myliłam! Ta książka to zupełnie inna bajka. Oczywiście ma swoje plusy, jednak nie będę nikogo oszukiwać, często wiało nudą, fabuła nie była zbyt ciekawa.
Największym plusem książki jest jej zakończenie. Dało mi wiele do myślenia, skłoniło do dziesiątek refleksji. To bardzo załagodziło moje spojrzenie na ten utwór, bo w innym przypadku dałabym mu miano beznadziejnego. W każdym razie, raczej nie jestem przekonana czy warto było przebrnąć przez te 544 strony, dla dobrego zakończenia. Kolejnym plusem są bohaterki. Paulina Simons przedstawiła je w bardzo realny sposób. Czułam się, jakby opowieść ta była o moich koleżankach z klasy, jakby bohaterki były wciągnięte do tej książki z codziennego życia. Pisarka świetnie przedstawia psychologiczne portrety bohaterek, zdecydowanie jest to jej atut.
Jestem osobą, która zawsze czyta książki do końca. Nigdy nie odkładam w połowie. I niestety w tym przypadku wiele razy miałam ochotę tak zrobić. Oczywiście koniec końców przebrnęłam do końca. Nie mogę zarzucić nic bohaterkom czy stylowi autorki, jednak ta fabuła... Pomysł może i jest ciekawy, prawdopodobnie gdyby książka miała połowę mniej stron to czytałoby się ją bardzo dobrze.
„Droga do raju” raczej do raju was nie zabierze. Na wszystkie opinie, które czytałam spotkałam się tylko z jedną pozytywną. Niestety książka jest zwyczajnie monotonna. Zawiodłam się i to bardzo. Nie mogę powiedzieć, że to najgorsza książką, jednak w mojej opinii jest kiepska. Nie polecam fanom „Jeźdźca miedzianego”, bo jest to kompletnie inna bajka i jeśli szukacie czegoś podobnego, to tutaj nie zaglądajcie. Natomiast co do innych czytelników – sami zdecydujcie, czy warto .