Palestyna to na swój sposób piękna kraina, wyróżniająca się potężnymi drzewami migdałowymi, które dodają jej uroku. Owoce migdałowca symbolizują cierpliwość w pokonywaniu trudów. Dopóki nie skończyłam książki, nie wiedziałam, jak dobrze oddany jest w niej jej tytuł. Symbolizuje on głównego bohatera, któremu na drodze do szczęścia stanęła wojna, bieda, lecz przede wszystkim ludzie nienawidzący go za bycie arabem.
Swoje urodziny zazwyczaj spędzamy w wyjątkowy sposób, by później miło wspominać to radosne święto. Dwunaste urodziny Ahmada miały być takie same. Mimo niewielu pieniędzy, rodzice chłopca przygotowali prawdziwie uroczyste przyjęcie. W kraju, w którym toczy się wojna, mało sytuacji kończy się szczęśliwie. Ten dzień młody Palestyńczyk – główny bohater – rzeczywiście wspominał będzie do końca życia, i jak można się domyślić, nie będzie to przyjemne wspomnienie. Tego dnia zmieniło się wszystko, tego dnia świat Ahmada zawalił się, tego dnia zabrano jego ojca do więzienia, a malutką siostrę zabito…
Życie w palestyńskiej wiosce, w drugiej połowie XX w. z pewnością niczym nie przypomina naszego współczesnego i komfortowego bytu. Gdy ojciec dwunastoletniego chłopca przymusowo opuścił dom, nikt nie zainteresował się resztą rodziny. To dla nas nieprawdopodobne, ale nawet matka nie jest w stanie zająć się rodziną. Kobiety w tej kulturze wykonywały prace nakazane przez najważniejszego mężczyznę w rodzinie, a w tym przypadku taką osobą został Ahmad – dziecko, które z dnia na dzień musiało dorosnąć. Wyobraźcie sobie, że nasz główny bohater musi teraz iść do ciężkiej pracy, aby zdobyć pieniądze na pożywienie dla całej (dość sporej) rodziny. Gdy wraca do domu, którego funkcję pełni dla niego namiot, codziennie dostaje ten sam posiłek, ryż z dodatkiem migdałów. Przygnębiające życie, bez perspektyw na jego polepszenie. Założę się, że niejeden z nas psychicznie by się załamał, że to byłoby za wiele. Zaskoczę was jednak, dla Ahmada to beznadziejne życie było walką - wielką bitwą - którą stoczyć trzeba z samym sobą. Nie napisałam o jeszcze jednej rzeczy – Ahmad- był niesamowicie uzdolniony matematycznie, pewnego dnia zyskuje stypendium i wyjeżdża. Staje przed trudnym wyborem opuszczenia rodziny, żeby w przyszłości zapewnić im lepsze warunki życia. Zawalczył o siebie, o rodzinę, o przyszłość.
Rozpisałam się o fabule i głównej postaci, jednak pragnę przedstawić wam, choć namiastkę tego, o czym jest książka, i jak niezmiernie jest wartościowa. Jej wymowa ukazuje rolę przebaczenia, rolę miłości i nienawiści w naszym życiu. Nie jestem w stanie policzyć chwil, w których wylewałam morze łez nad niesprawiedliwością ludzką. Nie jest to niesprawiedliwość Boża, bo to ludzie gotują sobie nawzajem tak okrutne życie. Najwspanialszą postacią w książce był dla mnie Baba, ojciec Ahmada, który znalazł sposób na szczęście, znalazł swoją drogę do odkupienia – miłość do każdego człowieka, nawet największego wroga. Ta postać przez całą powieść była dla mnie wzorem do naśladowania, przedstawiała, że nie trzeba mieć ukończonej szkoły wyższej, żeby posiąść wielką mądrość.
„Drzewo migdałowe” wzruszyło mnie do łez, pokazało, czym jest prawdziwa miłość oraz, że warto wybaczać i szukać w ludziach dobroci, bo nikt nie jest zły z wyboru, to sytuacje, które nas spotykają, a raczej to jak na nie reagujemy, kształtują naszą osobę. Niezmiernie cieszę się, że miałam przyjemność przeczytać książkę, która wskazała jak żyć, jak wykorzystywać każdą sekundę. Dziękuję Michelle Corasanti za powieść, której nigdy nie zapomnę.
Carpie diem!
„Źli muszą wierzyć, że jesteśmy od nich gorsi, żeby usprawiedliwić to, jak się z nami obchodzą. Niestety nie rozumieją, że wszyscy jesteśmy tacy sami.”