Mój dotyk zabija.
Mój dotyk to moja siła.
Każdy z nas w jakiś sposób stara się dopasować do otoczenia, wszyscy chcemy być akceptowani, pragniemy bliskości drugiego człowieka, kogoś, przy kim możemy być w pełni sobą, komu potrafimy zwierzyć się ze wszystkiego. Bywa jednak, że „wszystko” to o wiele za dużo.
Julia już od 264 dni pozostaje w zamknięciu. Od dawna nie była na dworze, całe dni spędza w niewielkim pokoju w zakładzie psychiatrycznym. Rodzice z ulgą przyjęli wiadomość o tym, że w końcu mogą pozbyć się wywołującej strach i przysparzającej mnóstwa problemów dziewczyny, która przecież nie może być ich córką. Nikt nie przejął się jej nagłym zniknięciem, przeciwnie, ludziom wręcz ulżyło. Nie było osoby, która chciałaby mieć coś wspólnego z tą wzbudzającą strach i niechęć dziewczyną. Wszystko przez to, że dotyk Julii jest zabójczy - dosłownie. Pewnego dnia do celi nastolatki trafia młody chłopak, Adam, niepokojąco przywodzący na myśl kogoś, kogo dziewczyna znała kilka lat temu. Tyle że jak szybko się okazuje, nie tylko Julia skrywa jakiś sekret...
Po kilku miesiącach spędzonych w klaustrofobicznym, ciemnym i chłodnym pomieszczeniu dziewczyna nie ma już właściwie nadziei na to, że kiedyś zobaczy jeszcze światło dzienne. Wkrótce jednak wychodzi na jaw, że nietypowymi zdolnościami Julii interesuje się sprawujący władzę nad krajem Komitet Odnowy, który widzi w jej umiejętnościach możliwość skuteczniejszej walki z przeciwnikami obecnego rządu. Nastolatka nie chce mieć nic wspólnego z torturowaniem rebeliantów, ale możliwość wyboru została jej odebrana już dawno temu.
„- Idź spać.
- Idź do diabła.
Zgrzyta zębami. Idzie do drzwi.
- Jestem już w połowie drogi.”
Zanim „Dotyk Julii” trafił w moje ręce, zetknęłam się z mnóstwem przeróżnych opinii na temat tej książki. Niektórzy wychwalali ją pod niebiosa, inni praktycznie mieszali z błotem, wobec tego postanowiłam na własnej skórze przekonać się, jaki poziom prezentuje debiut Tahereh Mafi. I nie obyło się bez niespodzianek.
Muszę przyznać, że już dawno nie spotkałam się z tak oryginalnym pomysłem na zapis danej historii. Jestem wzrokowcem, dlatego też oprawa graficzna bardzo na mnie działa i wielokrotnie zachęca do sięgnięcia po jakąś pozycję. Od razu ogromnie zaintrygowało mnie to, że niektóre kwestie są przekreślone, czasem brakuje znaków przestankowych, co sprawia, że dużo łatwiej uwierzyć w to, że poznajemy historię z punktu widzenia głównej bohaterki, spisującej wszystko w niewielkim notesie.
Czego spodziewałam się, sięgając po tę książkę? Przede wszystkim sądziłam, że będzie to antyutopia, lecz moje przeczucia nie do końca się sprawdziły. Odnoszę wrażenie, iż początkowo autorka zamierzała pokierować akcję w tym właśnie kierunku, jednak niestety na pierwszy plan znacznie wysunął się wątek miłosny i przyćmił praktycznie wszystkie pozostałe elementy powieści. Ostatecznie Tahereh Mafi skupiła się głównie na relacji między Julią a Adamem oraz niezwykłej i dość przerażającej mocy dziewczyny, od czasu do czasu dodając jakieś antyutopijne wątki.
Początkowo akcja toczy się raczej monotonnie, później zaś zaczyna pędzić w błyskawicznym wręcz tempie, ale szybkim nie na tyle, by zmęczyć czy zniechęcić czytelnika. W końcu zaczęło robić się naprawdę ciekawie, romans głównych bohaterów zszedł nieco na bok, miałam więc sporą nadzieję na zakończenie, które zwali mnie z nóg. I na tej linii zupełnie się rozczarowałam: ostatnie strony są tak naciągane i niewiarygodne, że aż brak mi słów. Końcowe rozdziały kompletnie nie pasują do reszty powieści i wzbudzają przede wszystkim konsternację. Po lekturze na usta cisnęło mi się tylko pełne niedowierzania pytanie: „Ale jak to?”, tyle że nie zostało ono wywołane moim zachwytem.
Mocnymi stronami „Dotyku Julii” jest oryginalny pomysł, ciekawy zapis graficzny i wzbudzająca sympatię główna bohaterka, reszta jednak nie zachwyca. Choć książkę czyta się bardzo przyjemnie, to z pewnością nie jest to pozycja, która pozostaje na trochę dłużej w pamięci. Przeczytać i zapomnieć - jak najbardziej, ale raczej nic ponad to.