Autora znam od lat. Zaczytywałam się w jego felietonach w „Twoim Stylu”, w których pisał o wszystkim. O tym, co go zaintrygowało, co mu akurat siedziało w myślach, czy ot po prostu, dywagował wokół jakiegoś zagadnienia. Tutaj Tomasz Jastrun daje się poznać jako prozaik, a to już całkiem inny styl pisania i myślenia równocześnie. Jest i długa forma i fabuła i bohaterowie...
Ale po kolei.
„Zakręceni” są i dobrą i złą powieścią jednocześnie, co widać w opiniach na jej temat. Co recenzja, to inna ocena, co czytelnik to inne zdanie. I niby o to chodzi, o dyskusje i rozmowy o tym, o czym się przeczytało i jakie to zrobiło na nas wrażenie. Po to są książki, dlatego prócz uczty dla wyobraźni i oderwania od trosk codzienności warto zawsze mieć na temat przeczytanej powieści jakąś opinię – i ją wyrażać.
„Zakręceni” to dwustu-stronicowa książka podzielona na dwa działy. Na Niego i na Nią. On to szesnastoletni młodzik z wieloma problemami. A to widzi bezsens życia, a to planuje samobójstwo, a to czuje wstręt do rodziców. Wszystko stanowi dla mnie ciężar. Jednak jest ONA - jedna i jedyna, platoniczna miłość pracująca w sklepie spożywczym. Ona to dziewiętnastoletnia dziewczyna, która ma swojego chłopaka, o zachwytach innego nie ma pojęcia. To dwie kompletnie obce sobie osoby. Jednak...
Autor świadomie zagląda do środka dwóch nastoletnich umysłów. Różnią się trzema latami i płcią, co ma znaczenie, lecz – co sam szybko zauważysz – oboje to „kalecy” duchowi. Autor prowadzi nas przez pokręcony i niezrozumiały wręcz świat młodego pokolenia. Ich emocje, które targają wnętrza, myśli, które uwielbiają pesymizm i zero perspektyw na przyszłość. To pokolenie tymczasowe. Nie ma ani pragnień, ani wykształcenia ani ambicji. Wszystko „ma gdzieś”. I w pewnym momencie cię to irytuje. W tej książce brak magnesu, który budziłby w czytelniku pasję czytania. I nawet zabiegi autora, dialogi i splatanie ze sobą poszczególnych wątków nie są w stanie sprawić cudu. Ta książka jest o trudnej młodzieży i jej zagubieniu, co akurat w przypadku tak skonstruowanych bohaterów wydaje się normalne. Patologiczne rodziny, czy rodzice, którzy na rodziców się w ogóle nie nadają, tworzą dziecko na swój wzór i podobieństwo. I ten aspekt akurat stanowi plus tej powieści. Trudna młodzież, rodziny bez miłości, krzyki, awantury i jałowość. Ale...
powiem szczerze - musisz zmuszać się do czytania. Ja musiałam. To książka, po której stronach zasuwasz jak na hulajnodze i nie przykładasz wagi do mijanych obiektów. Dlaczego? Bo są nudne i nie mają w sobie kolorów. Wszystko przewidujesz, przeczuwasz i tracisz stopniowo zainteresowanie. Bełkoty i myśli młodych są denne. Plusem jest to, że można ją odbierać na dwóch płaszczyznach. Młodzież znajdzie w niej coś dla siebie, rodzice dla siebie. Dwie strony pojmą błędy życia, jakie sami popełniają. I to jest cenne, ale sama fabuła i historia to nie mój świat.
Z założenia miała to być mądra i zabawna powieść. No, czasem jest lekka i o niczym, ale czy jest śmieszna? Jeśli głupota młodzieży bawi, to jest naiwnie zabawna. Wymuszona. Ta książka mnie zawiodła w negatywnym tego słowa znaczeniu. Znając poziom pisania pana Jastruna liczyłam w duchu na dobrą lekturę, ale – od nadziei do faktu długa droga, co nie jeden raz miałam okazję przerabiać. Tu mnie to spotkało. Szkoda.