„11%” Maren Uthaug nie było prostą lekturą. Pamiętam, że jak kiedyś czytałam książki norweskich i duńskich autorów, to miałam podobne odczucia. Te książki są trochę inne od tych, co czytam na co dzień.
Do przeczytania tego tytułu zachęcił mnie opis. Ciekawa byłam świata, gdzie mężczyźni to zaledwie 11% populacji. Samce, bo tak ich tutaj nazywają, żyją w zamknięcie, w specjalnych Centrach, gdzie są nadzorowani, badani, a przede wszystkim wykorzystywani do zaspokojenia kobiet i przedłużenia populacji. W wizji autorki światem rządzą kobiety. To one, po wojnach i zniszczeniach spowodowanych przez męski testosteron odbudowały świat, przywróciły religię Matki i zapewniły bezpieczeństwo płci żeńskiej.
Książka opowiada o życiu czterech kobiet, które pochodzą z różnych sfer, a ich historie w pewnym momencie się ze sobą łączy. Z początku poznajemy prawa, jakimi rządzi się obecny świat, dlatego opowieść ciągnie się i nie zachęca do lektury. Zresztą Medea i Wicca jako bohaterki mnie nie zainteresowały. Trochę lepiej było, dopiero gdy poznałam przeszłość Evy i Cichej. Ta druga część miała ciekawszą fabułę, nie wymęczyła mnie tak.
Momentami książka była dla mnie niesmaczna. Miłosne ciasteczka, karmienie i przywiązanie do węży, slumsy, czy nastawienie na seksualne zaspokojenie to tylko niektóre z rzeczy, które podczas czytania wywoływały u mnie dyskomfort i obrzydzenie. Z każdej strony wypływała też postapokaliptyczna religia. Tej religii było naprawdę dużo, dla mnie było to zbyt przytłaczające. Liczyłam na to, że autorka ukaże nam lepszy świat. Natomiast mam wrażenie, że wizja życia bez mężczyzn nie jest niczym lepszym. Zniknął jedynie strach przed gwałtem i morderstwem, ale kobiety z „11%” wydają się zmęczone swoim życiem. Są smutne, bez energii i bez pasji. Wszystko robią jakby ze strachu. Boją się swojego otoczenia lub kościoła. Ponadto na ulicach, a nawet w domach panuje bród, smród i ubóstwo. Czyżby autorka chciała nam przekazać, że nie ważne w czyich rękach będzie władza i religia to i tak nic się nie zmieni?
Trzeba przyznać, że „11%” z pewnością jest kontrowersyjne i do najlżejszych książek nie należy. Nie jest to także wesoła wizja kobiecej dominacji, a bardziej ukazanie prawdy z powiedzenia „dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane”.
Moja ocena: 6.