Historia braci Costello dobiega końca. Terror to już ostatnia część, w której możemy bliżej poznać Marco Costello, najstarszego z braci. Muszę przyznać, że już w pierwszym tomie, gdy poznawaliśmy Matteo, to właśnie pierworodny syn zainteresował mnie najbardziej. Był tajemniczy, mroczny i dość… sztywny. Intrygowało mnie to i z niecierpliwością czekałam na jego historię.
Po zdradzie Jessici, w Nowym Jorku może dojść do wojny między dwoma mafijnymi rodzinami. Matteo chcąc ograniczyć rozlew krwi, postanawia zawiązać sojusz z Rosjanami, który ma być przypieczętowany ślubem Marco i Anastazji. Zarówno on, jak i ona, nie chcą tego ślubu. Nastya tym bardziej jest przeciwna, ponieważ ma już swojego narzeczonego, którego kocha. Oboje niewiele jednak mogą zrobić. Do zawarcia związku małżeńskiego dochodzi bardzo szybko, a Marco i Nastya są na siebie skazani. Teraz muszą zdecydować, czy będą ze sobą walczyć, czy może jednak spróbują jakoś się dogadać. Ale czy Aleksiej, były narzeczony kobiety, będzie umiał zrezygnować ze swojej miłości?
Czekałam, czekałam i się doczekałam. Wreszcie miałam możliwość poznania bliżej Marco. Mężczyzna nie zamierzał wiązać się z żadną kobietą. Życie singla w pełni mu odpowiadało, a przez jego łóżko przewijały się miliony kobiet. No może nie tylko przez łóżko. Nagle w jego bardzo niepoukładanym życiu pojawiła się Nastya i zaczęła je porządkować. Również Anastazja, trzymana przez ojca z dala od mafijnych interesów, nagle znajduje się w samym środku wydarzeń, o których nie ma pojęcia. Jej spojrzenie jest mocno naiwne, nie umie zdecydować, komu może zaufać, a komu nie, przez co dość łatwo można nią manipulować. Początkowo bardzo trudno jest im się dogadać, ciągłe tajemnice i niedopowiedzenia ostro mieszają w zaaranżowanym związku, jednak z czasem małżonkowie otwierają się na siebie. Naprawdę podobało mi się, że oboje byli zagubieni w nowej sytuacji i powoli się odnajdywali. Nie było tu miłości od pierwszego wejrzenia. Marco i Nastya byli sobie coraz bliżsi, aż nagle zrozumieli, że łączy ich prawdziwe uczucie. Podobało mi się, że nie wzięło się ono z powietrza, tylko wyrosło z czasem jak spędzali ze sobą czas… na różne sposoby.
Autorka zafundowała nam naprawdę wspaniałą przygodę ze wszystkimi braćmi. Pierwsza i ostatnia część podobały mi się najbardziej, chociaż tom poświęcony Marcello również trzymał wysoki poziom. Styl się nie zmienia - lekki i przyjemny w czytaniu. Jedyne do czego mogłabym się przyczepić, to fakt, że nie widać za bardzo różnicy w scenach opowiadanych przez kolejnych bohaterów. Autorka nie spersonalizowała stylu opowieści i bez względu na to, czy mamy historię z punktu widzenia Marco, Anastazji czy pozostałych bohaterów z poprzednich części, wszystko jest w tym samym tonie. Nie była to jednak rzecz, która mi przeszkadzała podczas czytania. Prawdę mówiąc, nie zwróciłam na to większej uwagi. Dopiero teraz przyszło mi do głowy, że to dodałoby jeszcze większego smaczku.
Drugą uwagę jaką mam, to… za mało Marco! Większość scen była opisywana z perspektywy Anastazji i trochę brakowało zajrzenia w głowę drugiego małżonka. Chciałabym bliżej poznać jego uczucia i to jak ta miłość rozwijała się w jego sercu. W pierwszej części Matteo pojawiał się częściej i mogliśmy obserwować jak walczył ze sobą i próbował wypierać swoją miłość do Anny. Brakowało mi, aby coś podobnego ujrzeć w głowie Marco. Może niekoniecznie próba wyparcia uczucia, ale jak to uczucie w ogóle się rodziło.
Powyższe uwagi nie miały jednak decydującego wpływu na ocenę powieści. Absolutnie mi się ona podobała i gdybym tylko miała trochę więcej czasu, przeczytałabym ją na raz. Teraz czuję pewną pustkę, mając świadomość, że to już koniec mojej przygody z braćmi Costello. Pokochałam całą trójkę i świetnie się z nimi bawiłam. Każdy inny, każdy wyjątkowy i każdy przypadł mi do serca. Pani Kamilo, na pewno nie ma nigdzie czwartego brata? Wielka szkoda, że to już koniec, ale pewnie jeszcze nie raz wrócę do książek, by ponownie przenieść się do ich świata. Swój egzemplarz Terroru otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu NaKanapie.pl.