Macie swoją ulubioną książkę / serię spod pióra Martyny Keller ?
Moje serducho zdecydowanie skradła seria Lies. I zarazem je złamała. Teraz niecierpliwie czekam na kontynuację “Love Me, My Dear”, która też mnie zachwyciła. I z zaciekawieniem sięgnęłam po “Dni upragnionych powrotów”.
Taka jaśniutka okładka, myślałam, że zapowiada nieco weselszą historię. Ale nic z tego. Jest melancholijnie. To kolejna książka, która chwyta za serce i z zapałem gra na emocjach czytelnika.
Desree i Ford przez długi czas porozumiewali się wyłącznie za pomocą spojrzeń. Ucząc się w jednej szkole, w jednej klasie, nie zamienili ze sobą ani słowa. A jednak coś ich połączyło, jednak jakaś więź między nimi powstała.
I gdy po wakacjach Ford nie wraca do szkoły, wszyscy łącznie z Desree chcieliby wiedzieć - dlaczego ? Dla niektórych chęć uzyskania odpowiedzi na to pytanie była tak wielka, że są skłonni nawet za to zapłacić. A Desree potrzebuje pieniędzy…
“Jestem tylko dziewczyną, która znajduje się pod ścianą.”
Zobowiązała się, że zdobędzie tę informację, dowie się dlaczego Ford nie wrócił do szkoły. Choć jej sumienie krzyczy wręcz by tego nie robiła, wykorzystuje okazję by zbliżyć się do chłopaka i podejmuje pracę w jego rodzinnej posiadłości jako sprzątaczka.
Dwie zranione dusze, dwoje tak niezwykle samotnych ludzie, którzy tak bardzo chcieliby czuć się ważni dla kogoś. Wciąż niedoceniani, odrzucani przez najbliższych, znajdują w sobie nawzajem to czego tak im trzeba, dzięki czemu mogą być szczęśliwi. Mogą być dla siebie wszystkim, ale… Co stoi na przeszkodzie ?
Od początku autorka wzbudza ciekawość bo chciałam znać odpowiedź nie tylko na to najważniejsze pytanie - co się stało z Fordem, że nie wrócił do szkoły ? Ale też ciekawiło mnie czy zachowanie matki Desree ma jakąś przyczynę czy to po prostu “zła kobieta była.”?
W sumie po zdobyciu wiedzy na te tematy, czułam się przygnębiona i jeszcze bardziej współczułam bohaterom. Już jako tak młodzi ludzie, dostali wręcz ogromny bagaż doświadczeń, z którymi trudno im było sobie poradzić. A poczucie winy stało na drodze by mogli zostać nawzajem dla siebie oparciem.
Bo ON nie chciał być balastem, obciążeniem dla niej i wg mnie jego poczucie własnej wartości jest wręcz ujemne. Absolutnie nie wierzy w to, że jest wart tego by o niego dbać, walczyć i przede wszystkim go kochać. Co w sumie nie jest dziwne, bo osoby, które powinny mu to zapewnić przez te lata jego życia, zawiodły na całej linii. A ONA boi się, że gdy wyjdzie na jaw powód jej pojawienia się w tym domu i jego życiu, to i tak nie będzie chciał jej znać i straci to co nadało sens jej ponuremu życiu.
I tu wkraczają do akcji błędne przekonania, które tak lubią namieszać w życiu i je wręcz rujnować. Czy i tym razem tak będzie? Wszystko wskazuje, że tak aleeee… Mimo, że Martyna Keller już mi raz pokazała, że nadzieja na szczęśliwe zakończenie jej książki to z mojej strony naiwność, to ponownie wierzę, że druga część Dylogii Czasu, pozwoli tym bohaterom żyć długo i szczęśliwie. Zasługują na to. I trzymam za nich kciuki.
To nie jest wesoła literatura młodzieżowa. To książka poruszająca trudne tematy, dająca do myślenia i z pewnością wzruszająca. To też w moim przekonaniu nie jest najlepsza książka autorki ale nie jest zła. Gra na uczuciach i jednak mnie wciągnęła, choć przedstawienie wydarzeń z drugiej perspektywy nieco mnie nudziło, bo niewiele nowego wnosiły do całej historii. Jednak będę czekać na ciąg dalszy licząc na to, że “Noce szeptanych pożegnań” nie będą w sobie zawierać tego ostatniego pożegnania i bohaterowie pożegnają smutek i samotność, a nie siebie nawzajem. Obym ponownie nie wyszła na naiwną.
Dziękuję za egzemplarz do recenzji i polecam .