Czytając opis książki na okładce, od razu kreujemy sobie jej treść. Często od razu wyrabiamy sobie opinię nie zaglądając nawet do jej wnętrza. Mamy osobiste szuflady myślowe, a w nich książki „na tak” i książki „na nie”, do których wrzucamy poszczególne tytuły. Segregujemy lecz owe książki nie zawsze trafiają do właściwych szuflad. Tak może być z powieścią Wioletty Piaseckiej „Tam, gdzie gwiazdka świeci najjaśniej”. Według rysu zamieszczonego na okładce i szaty graficznej wnioskujesz, że jest to lektura na Święta. Ja jednak radzę odłożyć owe wątpliwości, bo już na starcie przekonasz się, że to bardzo dobry ruch. Wrzuć ją do szuflady tych dobrych i wartych zanurzenia powieści, bo choć to prosta historia, to ze świętami Bożego Narodzenia ma niewiele wspólnego. Owe święta to tylko jeden z wielu haczyków w kalendarzu magicznej fabuły.
Ta książka, ta zwykła historia... to prawdziwa, ciepła i całoroczna powieść, którą można delektować się 365 dni w roku. Świetnie smakuje i w mroźnym grudniu i w upalnym sierpniu. Boże Narodzenie to zaledwie mały kleks bitej śmietany na ogromnym jabłeczniku z cynamonem, jaki upiekła babcia z owoców z ogrodu. To nikły fragment z wielkiej całości.
Oto dwie bliźniaczki – Karolina i Julia, dwie siostry różne od siebie i pod względem charakteru i osobowości i aspiracji. Karolina mieszka wraz z rodzicami w rodzinnym Mizajne, Julia w Olsztynie, jednak zawsze punktem skupiającym wszystkich jest Mizajne. Tu są rodzice i babunia i mały grajdołek plotkar szukających sensacji i przekazujących je dalej. One to właśnie ranią Karolinę pomawiając ją o „niereligijne zachowanie” z młodym księdzem z tutejszej parafii. Do tego w domu wszyscy bawią się w łączenia matrymonialne na wszelkie możliwe sposoby, bo młode dziewczyny muszą wyjść za mąż i basta. I lepiej, by zrobiły to wcześniej, niż później. Babcia przecież ciągle gromi i powtarza konspiracyjnie, że „Ja w waszym wieku, to...”...
Nie zdradzę więcej z tej jakże serdecznej i ciepłej fabuły.
Nie puszczę pary z ust, choćby to był przedświąteczny czas bycia dobrym. Nie wyjawię nic, choćby nalegał sam wójt gminy. Przemilczę nawet w konfesjonale. W fabułę powieści Wioletty Piaseckiej trzeba wejść samemu. Trzeba poznać smak literackiego ukojenia własnej duszy – w tym tkwi cała prawda.
Ta powieść pisana jest samym życiem, które chwyciło pióro Wioletty Piaseckiej, usiadło przed białą kartką i zaczęło pracę.
„Tam, gdzie gwiazdka świeci najjaśniej” to powieść, która w niebywały, w zaskakujący wręcz sposób oczarowuje. Ciepło rozchodzi się we wnętrzu, stopniowo budzi się ciekawość, czasem nawet pojawia się uśmiech. Proste zdania, świetny język i styl. Wioletta Piasecka pisze z radością i lekkością, co można wyraźnie odczuć podczas czytania. Ta lekkość oplata cię i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Jest jak pajęczyna snuta przez pająka, która zachwyca misterną dokładnością.
Tu są smutek i szczęście, zdrada i miłość, rozgardiasz i cisza samotności. To wszystko tu jest, bo to książka o życiu. Tak po prostu – o życiu i wszystkim tym, co ludzie od niego dostają. Są emocje, uczucia, rozterki i kłopoty... Człowiek to konglomerat wszystkiego, o czym pisze Wioletta Piasecka – niby łatwizna, bo to nic wyszukanego, nic górnolotnego. Jednak, czy aby na pewno?
Otwórz na pierwszej stronie i zacznij czytać. Założę się o świeżą choinkę z lasu, którą przywiezie kochany tato, że zapomnisz o wszystkim i przepadniesz na kilka godzin. Magia wnętrza „Tam, gdzie gwiazdka świeci najjaśniej” zaczaruje cię, wyciszy tykające wskazówki zegara i przeniesie cię... w krainę literackiego odpoczynku.
#agaKUSIczyta