11 lat temu Nora zostawiła rodzinę. Od tego czasu nie potrafiła nawiązać kontaktu z młodszą córką. Sławę zyskała udzielając, nomen omen, życiowych i rodzinnych porad. Jeden artykuł w brukowcu, jedno nagie zdjęcie z kochankiem sprzed lat i cała jej kariera legła w gruzach. W dodatku wypadek samochodowy- wydarzyło się wystarczająco dużo, by znaleźć się w sytuacji beż wyjścia. I jak to zwykle bywa w takich momentach, życie dało drugą szansę.
-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-
Relacje matki z córką bywają trudne.
Tu, w "Jedynej z archipelagu" przedstawiona sytuacja wydaje się wyjątkowo tragiczna. Jednak rozmowa, poznanie prawdy pozwala dostrzec to, co na pierwszy rzut oka niewidoczne. Nic nie jest przecież czarno-białe.
Dla mnie bohaterem tej, powiedzmy sobie szczerze, nieskomplikowanej powieści, jest czas. Nieubłagalnie mijający czas. Ten, co niby leczy rany, ale też zamazuje kontury naszej pamięci, uniewaznia chwile radosci i pozwala zapomnieć o ludziach, których kochaliśmy.
Jesteśmy świadomi, ze nie mamy go zbyt wiele, aby pozwolić sobie na niewyjaśnione tematy czy milczące lata rozłąki, a jednak...
Taki przewodni morał jest chyba najjaśniejszym punktem tej książki.
To moja 3 pozycja tej autorki. Spojrzałam na daty wydania wszystkich przeczytanych przeze mnie powieści. Ciekawie czyta sie lektury, gdy można dostrzec, tak jak w przypadku Hannah, rozwój pisarski.
Jej ksiazki czyta sie lekko. Fabuła jest na tyle ciekawa, ze chetnie spędza się dzień pod kocem, by "połknąć" jak najwiecej stron.
W "Jedynej..." zdecydowanie lepiej niż w "Powrocie do domu" prezentuje się poziom emocjonalny bohaterów. Widzimy starania matki, przeżycia córki, a także wchodzimy nieco głębiej w myśli innych uczestników historii.
Jednak po raz kolejny odnoszę wrażenie, że autorce zabrakło pomysłu na rozwój wydarzeń. Po całkiem ciekawej pierwszej części, w drugiej narracja staje się miałka, nijaka a scena romantyczna przypomina opis rodem ze łzawych romansów.
Natomiast, znów bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie ostatnia scena...
Relacje matki z córką bywają trudne.
Tu, w "Jedynej z archipelagu" przedstawiona sytuacja wydaje się wyjątkowo tragiczna. Jednak rozmowa, poznanie prawdy pozwala dostrzec to, co na pierwszy rzut oka niewidoczne. Nic nie jest przecież czarno-białe.
Dla mnie bohaterem tej, powiedzmy sobie szczerze, nieskomplikowanej powieści, jest czas. Nieubłagalnie mijający czas. Ten, co niby leczy rany, ale też zamazuje kontury naszej pamięci, uniewaznia chwile radosci i pozwala zapomnieć o ludziach, których kochaliśmy.
Jesteśmy świadomi, ze nie mamy go zbyt wiele, aby pozwolić sobie na niewyjaśnione tematy czy milczące lata rozłąki, a jednak...
Taki przewodni morał jest chyba najjaśniejszym punktem tej książki.
To moja 3 pozycja tej autorki. Spojrzałam na daty wydania wszystkich przeczytanych przeze mnie powieści. Ciekawie czyta sie lektury, gdy można dostrzec, tak jak w przypadku Hannah, rozwój pisarski.
Jej ksiazki czyta sie lekko. Fabuła jest na tyle ciekawa, ze chetnie spędza się dzień pod kocem, by "połknąć" jak najwiecej stron.
W "Jedynej..." zdecydowanie lepiej niż w "Powrocie do domu" prezentuje się poziom emocjonalny bohaterów. Widzimy starania matki, przeżycia córki, a także wchodzimy nieco głębiej w myśli innych uczestników historii.
Jednak po raz kolejny odnoszę wrażenie, że autorce zabrakło pomysłu na rozwój wydarzeń. Po całkiem ciekawej pierwszej części, w drugiej narracja staje się miałka, nijaka a scena romantyczna przypomina opis rodem ze łzawych romansów.
Natomiast, znów bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie ostatnia scena...