Policjant Bobby Vasquez wiecznie narzeka na monotonność swojej pracy - sami narkomani, piraci drogowi… Pewnego dnia, kiedy szykuje się już do wyjścia z komisariatu, odbiera telefon. Rozmówca informuje, że znany chirurg, Vincent Cardoni, kupił kilka kilogramów kokainy od mafioza, któremu od dobrych paru lat udaje się obejść przepisy i oszukiwać świadków, wskutek czego nigdy jeszcze nie trafił do więzienia. Vasquez ma szansę się wykazać. Jedzie do domu Cardoniego, gdzie odkrywa niewielką torebkę wypełnioną kokainą, salę operacyjną, mnóstwo śladów krwi i… dwie ludzkie głowy w lodówce. A to dopiero początek! Obrończyni Cardoniego, Amanda Jaffe, wraz z policją odkrywa powiązania lekarza z szajką dilerów narkotykowych, osobami zajmującymi się handlem organami, a także z morderstwami popełnionymi w wielu stanach USA na przestrzeni kilkunastu lat.
Po przeczytaniu kilku początkowych rozdziałów byłam pewna, że mam do czynienia z thrillerem medycznym. Zdziwiłam się trochę, nie zaprzeczę - wszak Margolin zarabia na życie nie tylko pisaniem i od ponad czterech dekad pracuje jako adwokat, specjalizujący się w prawie karnym. Czy pan mecenas mógł dobrze napisać thriller o środowisku lekarskim? Też pytanie - oczywiście, że mógł! Osobiście, już po przeczytaniu dwóch książek tego pana jestem zakochana w jego twórczości i sądzę, że dzięki lekkiemu pióru i niesamowitej wyobraźni mógłby stworzyć bestsellerową powieść z każdego gatunku. Ale wracając do „Dzikiej sprawiedliwości” - jednak nie jest ona do końca thrillerem medycznym, ponieważ po około 50 stronach akcja przenosi się na salę rozpraw i co kilka rozdziałów (gdzieś pomiędzy kolejnymi zwrotami akcji, nowymi poszlakami i znalezionymi kończynami) powraca do gmachu sądu.
Główną bohaterką powieści jest Amanda Jaffe, próbująca zapracować sobie na dobrą opinię w prawniczym świecie. Ojciec, który jest przy okazji jej szefem, w końcu pozwolił jej poprowadzić trudną sprawę, zatem pani mecenas stara się za wszelką cenę zapobiec skazaniu Cardoniego. Nie oznacza to bynajmniej, że jest przekonana o jego niewinności. Amanda na sali sądowej daje z siebie wszystko, a po godzinach odnawia znajomość z dawnym przyjacielem. I tu właśnie pojawia się kłopot, ponieważ wątek miłosny był, moim zdaniem, bardzo naciągany i schematyczny - całe szczęście, autor nie powracał do niego na tyle często, by mogło to zepsuć moją dobrą opinię o książce. Z kolei jednego nie mogę wybaczyć - robienia z Amandy osoby nieustępliwej (poza salą rozpraw, niestety) i niekiedy postępującej nierozsądnie, narażając przy tym i siebie, i innych.
Wymienione przeze minusy nie rzucają się jednak zbytnio w oczy, biorąc pod uwagę to, czym raczy nas Margolin. Akcja gna jak szalona, zmienia swój bieg średnio co 30 stron, trup ściele się gęsto, a bohaterowie ani przez moment nie mogą się czuć bezpiecznie. Krew się, co prawda, nie sączy, a i drastycznych scen jest niewiele - jednak „Dzika sprawiedliwość” to po prostu „lżejszy” thriller, również dla czytelników o nieco słabszych nerwach. Odgadnięcie, kto zabija z zimną krwią nie jest niemożliwe, ale - w obliczu dowodów obciążających wiele osób i mnóstwa możliwych motywów - naprawdę trudno się domyślić, co i jak. Mnie udało się tego dokonać dopiero kilka wersów przed tym, jak nazwisko owej osoby padło z ust bohaterów. A zakończenie? Nadal jestem w szoku!
„Dzika sprawiedliwość” to naprawdę znakomity thriller. Po trosze medyczny, częściowo prawniczy, a i elementów psychologicznych w nim nie brakuje. Zarówno tę książkę, jak i „Śpiącą królewnę” tegoż autora, polecam miłośnikom gatunku oraz tym, którzy lubią powieści trzymające w napięciu i niedające się odłożyć do samego końca. Margolinowi znów się udało!