„LIŚCIE” Rafał Barbarski
Chwytam cię za dłoń, zamykam ją w mojej i idziemy na spacer. Spacer wzdłuż rzeki uczuć, pytań i głębi niezgłębionej. Wyciągnij głowę na drzew korony – szepcze poeta. Zachwyć się kolorami liści, które mają miliony odcieni, i które tworzą baldachim niemalże. Sklepienie, które chroni nas, idących pod spodem. Nie potrafię ubrać w słowa tego, co czuję, ani opisać tego, co we mnie siedzi. Gdy idę obok ciebie, to wnętrze krzyczy, a usta szepczą. Głos strachu, zapytasz? A może to tajemnica, sekret między nami? Cicho sza.
„Bukiety twoich uczuć
kradną kolory
liściom jesiennego parku
kiedy idziesz.”
Bo uczucie, jakie przepływa między nami zbudowane jest na ciągłych wątpliwościach, pytaniach bez odpowiedzi i niepewności. Twoje imię w mojej duszy wyryte, jak w skale, na wieczność. Ale czy jest i w tobie? - pyta Rafał Barbarski.
Miłość to balansowanie na linie rozpiętej pomiędzy dwoma brzegami tej rzeki, wzdłuż której idziemy. W ciszy nocy, nieśmiałości poranka i w wybuchu dnia. Miłość to niepewny grunt. Wiemy to. Brak nam wiary na tyle silnej, by nas razem trzymała, splatała.
„Czasem dzień wędruje tuż obok”, poza nami. I wypalamy się zbyt szybko po serca uniesieniach, szukamy samych siebie „po kamieniach ducha”, a usta szepczą „tylko jedną modlitwę”.
Żyj. Chwytaj. Nie bój się.
Świadomy, że „to, co masz
bądź gotów zostawić
by ruszyć
bez tęsknoty
i płakać
wiecznym szczęściem”.
Bo, pyta Rafał Barbarski, opuścisz mnie, czy śmierć nasze dłonie rozdzieli? I dokąd iść, gdy człowiek napuchły od wspomnień, będący „ciężarem dla siebie i świata” chce rozstać się ze sobą.
„Są drogi
których nie da się powtórzyć
żadnego zakrętu
żadnego znaku”. Idziesz na oślep, na wyczucie. Przed oczami rojenia, a w dłoni zamknięta twoja dłoń, jak kamyk podarowany na szczęście.
„A kiedy robi krok
ziemia wcale nie drży”. Ale wiara, jaką daje nam wspólne pisanie wierszy sprawia, że „czas nie ma znaczenia”. Jesteśmy my dwoje i cisza. Zegary nie tykają, wskazówki stoją bezczynnie, a my w swoich wnętrzach tkwimy tak daleko od siebie bojąc się zbliżyć na zawsze.
Czytanie wierszy z tomiku „Liście” przypomina mi taki spacer jej i jego, pary, która okryta czarnymi płaszczami stąpa pośród kolorów świata w poszukiwaniu samych siebie. Liście z drzew opadają tworząc dywan pod stopami. Żółte, czerwone, jędrne jeszcze i żywe, ale już przecież martwe. To spacer ludzi, którzy wątpią w sens bycia razem, bycia osobno i niebycia nigdzie ani tu, ani tam. Nadzieja miesza się ze łzami, a ból szarpie sercem. Co jest między nami? - pyta Barbarski. Nie umiemy myśli ubrać w słowa. Lawirujemy, coś przemilczamy, lecz ciało ni kłamie. Jest dotyk dłoni, ciepło rozgrzanej skóry, smak ust. Zmysł dotyku daje poczucie stabilności jako takiej. Daje poczucie prawdziwości tego, co się między nami dzieje. I choć wiersze jak liście, łopoczą na wietrze i mogą opaść, umrzeć, zgnić, to jednak zawsze jest nadzieja. Bliskość.