Mieć taką mamę, to skarb.
Gdyby każda mama taka była, każde dziecko czułoby się kochane i byłoby kochane, byłoby potrzebne.
Nie każda mama powinna być mamą. Nie wszyscy są stworzeni do rodzicielstwa...
A w czym rzecz?
Luta, bohaterka „Prawa matki”, jest świetną mamą, bezsprzecznie i niepodważalnie. Dla swoich dzieci – Weroniki (Werki) i Frania jest ukochanym, acz samotnym rodzicem. Dla nich żyje, dla nich zrobi wszystko, dlatego gdy jej córka zostaje porwana,Luta wie, co robić. I niech porywacze mają się na baczności. Czytasz i im współczujesz bardziej, aniżeli Lucie. Im, właśnie im – bo coś, co miało być szybkie i zyskowne, okazuje się być zatrważające i mało śmieszne. Luta to matka, a teraz to wściekła i bezwzględna matka, która niczego i nikogo się nie boi. To kobieta-maszyna, która nie traci czasu na niepotrzebne gadanie. Ona działa. Dosłownie. Więc drżyj czytelniku. Przemysław Piotrowski, autor świetnego kryminału „Prawo matki”, wrzuci cię w taki cyrk przestępczy, o jakim długo nie zapomnisz. Nie wyzwolisz się z niego, przynajmniej nie tak szybko, jak byś sobie tego życzył.
Skrzętnie napisana fabuła powieści stopniowo oplata cię, jak pajęczyna. Oblepia cię wręcz przyklejając się do skóry. Fetor pleśniejących resztek jedzenia, lepiące się blaty mebli, tłuste plamy na narzutach byle jak rzuconych na siedziska, puste butelki, pety wszędzie, gdzie spojrzysz. I do tego ten zapach naprutych, naszpicowanych narkomanów. Meliny, nieznane kryjówki dla wtajemniczonych, opuszczone squaty i szemrane interesy. I ludzie, którzy prowadzą biznesy wedle reguły - ja tobie to, ty mi tamto, a najlepiej z procentem. Wszystkim rządzi pieniądz, nawet śmierdzący, ale to on jest królem i panem. Musisz to zaakceptować.
Podczas czytania czujesz dyskomfort i jakieś wewnętrzne zatrwożenie. Tworzy się w tobie sztywność i paraliż, rodzi się niezgoda. „Prawo matki” uzmysławia nam podział świata – na ten dobry i zły. Są szczęśliwe mamy, ludzie budujący życie na fundamencie licznej rodziny, ale tuż obok są ci, co żyją od głodu do długu, od jawy do jawy. Szala wagi odważającej życie nie zawsze tkwi w idealnym poziomie.
Piotrowski nie boi się niczego. Luta nie boi się nikogo, choć czasem tylko udaje twardą. Udaje, bo tylko tak jest w stanie logicznie myśleć, podczas gdy czyny wymykają się umysłowi. Najpierw robisz, potem myślisz – skąd my to znamy? Luta, bohaterka „Prawa matki”, to ktoś na wskroś ludzki, bliski nam, ktoś z kim się utożsamiamy. To osoba pełna wad, słabości i niedoskonałości, lecz przekuwa je w siłę, zadziorność i szybkość. Wzór? Tak. Choć o tragedii, jaka ją spotkała, lepiej oglądać w telewizji. Piotrowski nie unika brutalności. Wyciąga na wierzch wszystko to, co życie i ludzie skrywają w sobie najobrzydliwszego. A co gorsze, nie koloryzuje i nie spłaszcza. Fabułą „Prawa matki” wali nas w głowę, w brzuch i odbiera nam oddech. Dusisz się. Kleisz od syfu w jaki wlazłeś. Jest ci ciasno, duszno i słabo. Jesteś na granicy, ale... czytasz do końca chcąc znaleźć odpowiedź. Dlaczego Luta? Dlaczego jej córka? I dlaczego życie czasem przypomina syf pełen smrodu i beznadziei?
Czytanie sprawia radość i ból jednocześnie. To lunapark emocji, atrakcji i zaskoczeń. To kolejka górka, od której wszystko się zaczyna i wszystko kończy. Bo wyzwolenie z barierki zabezpieczającej wagonik jest startem i metą tragedii.
Wszystko zatacza krąg. Wszystko wraca do początku, do równowagi.
#agaKUSIczyta