Jak można tak zepsuć taką świetną książkę? Wiem, jestem trochę brutalna i minimalnie niesprawiedliwa. Może nawet nie minimalnie... Ale zacznijmy od początku...
Książki Łukawskiego polecił mi mój kolega. Spędziliśmy ze sobą 3 tygodnie w szpitalu, gdzie zorientowaliśmy się, że właściwie jesteśmy „zagubionym rodzeństwem”. Tak idealne zgranie gustów muzycznych i książkowych naprawdę rzadko się zdarza. Zatem kiedy Marcin powiedział „musisz”, wiedziałam, że faktycznie muszę. Kiedy Odmęt pojawił się w klubie recenzenta
nakanapie.pl zajęło mi kilka minut aby książkę tą zamówić, pomimo, że Łukawski znany jest raczej z nurtów fantastycznych, lub tzw. Fantastyki historycznej, za którymi średnio przepadam – jednakże, skoro Rafał Dębski z historycznego fantasy mógł przejść do sensacji, to czemu Łukawski nie miałby chwycić się za kryminał?
I zaczął kapitalnie. Pierwsze sto stron książki jest absolutnym majstersztykiem – trzyma w napięciu, daje tyle informacji ile trzeba i ani grosza więcej. Czasem (rzadko) pojawi się jakaś dygresja, która, w ogólnym rozrachunku, okaże się niezmiernie ważna. Trzyma w napięciu i zaskakuje – czyli ma w sobie dokładnie to, czego potrzeba dobrej książce (nie tylko kryminałowi). Właśnie... czy to jest kryminał? Trupy są, dochodzenie jest? Ale czy aby na pewno kryminał? - to już musicie sami ocenić, bo nie zdradzając fabuły, nie podejmuję się ocenić kategorii gatunkowej. A fabuła jest tu bardzo ważna...
Rzecz dzieje się w Chęcinach (głównie w Chęcinach) – i tu wielki ukłon w stronę autora, bo lepszej książki promującej regionalne atrakcje, pokazujące historię i - tak! pokazującej dlaczego powinniśmy odwiedzić Chęciny, nie znalazłam. Tu, wg mnie, Łukawski zrobił dużo większą pracę, niż wszelakie instytucje turystyczne. I niż, mój ulubiony Ackroyd i Aaranowitch, którzy podobne książki pisali o Londynie. O Londynie – potężnym mieście, które znają wszyscy i wiedzą o tym, że warto tam pojechać. O Chęcinach takiej wiedzy nie ma – mijamy je po drodze do Kielc, może zauważymy zamek (jest pięknie oświetlony) i powiemy: popatrz kochanie, jakie piękne mury. I tyle, pojedziemy dalej. A Łukawski, w wielkim stylu, pokazuje żeby jednak się zatrzymać, żeby popatrzeć, odwiedzić i poczuć. To jest najlepsze studium regionalne, ubrane w fabułę.
Zatem dlaczego twierdziłam na początku, że ksiązka jest „popsuta”? Ano dlatego, że po świetnym początku następuje dość słaby środek. Rozgadany, przeciągnięty. Wygląda to trochę tak, jakby autor szedł na ilość, a nie na jakość. Pojawia się mnóstwo dygresji i przemyśleń ogólnych, tym razem nie związanych z fabułą i Chęcinami. Czytamy jednak, bo skoro początkowo każda dygresja dawała ślad dla czytelnika-detektywa, to czemu nagle ma być ona niepotrzebna?. I zaczynamy się nudzić - przewlekle...
Wydaje się, że początek został dobrze zredagowany (być może przez samego autora)a na środek zabrakło czasu, energii? Środkowa część sprawia wrażenie jakby była szkicem do książki. To znaczy autor napisał wszystko co mu na myśl przyszło, zawarł wszystkie przemyślenia, które gdzieś mu siedziały, szkic odłożył do późniejszej redakcji i już tego z jakiś powodów nie zrobił. Takie wrażenie odnoszę, bo dla odmiany zakończenie jest całkiem niezłe. Niezłe, ale nie zaskakujące, gdyż już jesteśmy nieco znużeni środkiem. A mogło być tak pięknie...
Książka jest dobra. Na pięć-sześć gwiazdek. Za Chęciny – autor zasługuje na laury. Ale mogła być rewelacyjna. Mogła byc odkryciem roku 2020. Gdyby tylko została odpowiednio skrócona. Wielka szkoda, bo pomysł na fabułę jest genialny. Bo pisarsko pan Łukawski jest niezły (tu podkreślę znaczenie wołacza - w książce nie ma „Ej, Darek”, jest „Darku” – i to mnie urzekło. Postacie są tak wiarygodne i świetnie nakreślone, że nawet te trzecio- i czwarto planowe są widoczne oczami wyobraźni. Wzbudzają emocje, pamiętamy je po lekturze, a to oznacza, że są zwyczajnie dobre.
Ech... gdyby nie ten przewleczony środek...
W mojej skromnej opinii, książkę należałoby wycofać z rynku, przeredagować część środkową (skrócić i usunąć niepotrzebne dygresje) i wydać ponownie jako „drugie, poprawione”, zrobiłaby wówczas furorę.
Książkę otrzymałam z Klubu recenzenta
nakanapie.pl - Dziekuję, bo Chęcin mi brakowało na turystyczno-kryminalnej mapie.