Gdyby nie fakt, że książkę wygrałam na nakanapie.pl do recenzji pewnie tak szybko bym się za nią nie zabrała, ponieważ jeszcze wiele książek czeka na swoją kolej i to nawet ponad rok. Ale że książkę wygrałam, z czego bardzo się cieszę, dlatego zabrałam się za nią teraz, a nie za rok czy nawet za wiele lat.
Jarle Klepp to student literaturoznawstwa na Uniwersytecie w Bergen, piszący pracę magisterską o Marcelu Prouście. Wieczory jak większość studentów spędza na imprezach ze znajomymi. Taka zabawa miała miejsce kilka lat temu. Nawet nie wiedział, że z niewinnego wybryku z młodszą dziewczyną coś wyszło. Bo co mógł pamiętać, jeśli oboje byli w głębokim stanie upojenia alkoholowego. A oto pewnego dnia, a dokładnie 31 sierpnia 1997 dowiaduje się, że jednak się mylił i ta impreza nie odejdzie w zapomnienie, a na pewno nie odeszła dla tej młodej dziewczyny. Oto dowiaduje się, że został ojcem. Nie zostanie, ale jest. Jest nim od siedmiu lat. Dwudziestopięcioletni mężczyzna w kwiecie wieku dowiaduje się, że jest „tatusiem” od 13 września 1990 roku. Matka dziecka, która postanowiła po tak długim czasie wreszcie się odezwać i poinformować go, że z tej imprezy nie pozostał tylko jednodniowy kac, ale także urocza dziewczynka, którą jest tytułowa Charlotte Isabel Hansen. Po takim czasie postanawia, że córka wreszcie musi poznać swojego ojca, a sama wyjeżdża do ciepłych krajów, bo jak twierdzi „zajmuje się córką od siedmiu lat i nadszedł czas na wakacje” i teraz Jarle ma się zachować jak na mężczyznę przystało. I oto nadchodzi 6 wrzesień, dzień przylotu córki. Córki, której nigdy nie widział i dowiedział się o jej istnieniu dopiero niedawno. Czy Jarle sprawdzi się w roli ojca? Czy porzuci swoje studenckie życie i zostanie ojcem? Czy pokocha swoją siedmioletnią córkę, czy wręcz przeciwnie?
W tej książce mamy do czynienia z narracją trzecioosobową. Jest to moim zdaniem udana operacja, bo dzięki temu zapoznajemy się z uczuciami i przemyśleniami nie tylko głównego bohatera, ale niekiedy także z Charlotte Isabel czy z samą Anette. Język sam w sobie trudny nie jest, ale tylko do momentu, kiedy nie zapoznajemy się z tajnikami wiedzy o Proustowskiej onomastyce czy innych przemyśleniach Jarlego. Jak dla mnie było to trudne i starałam się tylko przebrnąć przez te fragmenty. Możliwe, że może kiedyś, w bardzo dalekiej przyszłości ponownie zabiorę się za czytanie tej książki i wtedy te fragmenty w pełni zrozumiem. Drugim jak dla mnie minusem jest ogrom niecenzuralnych słów jak i opisów erotycznych. Cóż po tym wiadomo, że ta pozycja jest przeznaczona dla starszych czytelników [czyt. 15+]. Co do przekleństw to mam wrażenie, że tym sposobem autor chciał bardziej urzeczywistnić bohaterów, sytuacje i wypowiedzi, ale nie powiem, że czasami źle się je czytało, co drugie czy trzecie słowo, chociaż z takim językiem stykam się, na co dzień, ale na pewno nie w takiej ilości, a co do tego drugiego no to cóż… Wiadomo, jakie życie jest niektórych studentów i to na pewno miało ukazać, właśnie życie tych niektórych. A do tego jeszcze dodam niektóre sformułowania, zdania, które się powtarzały. Po dziesiątym razie już miałam czasami tego dosyć, ale jednak nie jest to wielkim minusem, a tylko małym minusikiem, niczym kropka na końcu zdania, choć musiałam o niej wspomnieć.
Plusem na pewno jest fabuła, która bardzo mnie się podobała, a czasami nawet od książki nie mogłam się oderwać, bo musiałam się dowiedzieć co będzie dalej. Miałam kilka typów zakończenia, które z czasem eliminowałam. Postacie moim zdaniem były bardzo realistyczne. Miały swoje zalety, a także wady, co także sprawiało, że postacie nie były wyidealizowane. Mała zauroczyła mnie swoją błyskotliwością. Bardzo jej współczułam i mogę z czystym sercem powiedzieć, że wczułam się bardzo w jej postać, bo wiem, co przeżywa dziecko w tym wieku po czymś podobnym z własnego doświadczenia.
Podsumowując, książkę nie uważam za najlepszą, którą dotychczas przeczytałam, ale miło przy niej spędziłam czas, a także dała mi trochę do myślenia i na pewno jeszcze sięgnę po twórczość pana Renberga, ponieważ jak przeczytałam jest to czwarta część cyklu, w którym Jarle Klepp jest głównym bohaterem. „Charlotte Isabel Hansen” bardzo polecam, chociaż moim zdaniem nie jest to lektura na jeden wieczór, ot taka miła książeczka w przerwie na cięższe lektury, a książka, nad którą czasami trzeba się zastanowić i przemyśleć niektóre sprawy. Ale mimo wszystko polecam i życzę miłej lektury.