Orson Scott Card to jeden z najpopularniejszych autorów science-fiction, jak podaje informacja na okładce jego książek, więc skusiłam się na to, aby osobiście się o tym przekonać.
„Statki ziemi” to trzecia część sagi „Powrót do domu” tego autora.
Z miasta Basilika wyrusza karawana z cennym ładunkiem genetycznym prowadzona przez główny Komputer Harmonii - Nadduszę. Przez czterdzieści milionów lat ( a tyle liczy sobie Naddusza) można się trochę zestarzeć. Komputer jako opiekun i strażnik całej Harmonii pilnie potrzebuje pomocy, ale nie może prosić o nią ludzi. Jego priorytetem bowiem jest ograniczenie ludzkich możliwości wytwarzania broni, tym samym technologiczne możliwości ludzi są zbyt małe, aby mu pomóc. Jedyna nadzieja na uratowanie dotychczasowego ustroju Harmonii to kontakt z Opiekunem Ziemi.
Misja ratunkowa przypadła w udziale szesnastu ludziom, którzy od tej pory są skazani tylko i wyłącznie na swoje towarzystwo przez nieokreślony bliżej, ale na pewno długi czas, jaki będzie potrzebny na dotarcie do celu podróży. Żyjąc w tak małej społeczności nie sposób ukryć długo prawdy o samym sobie. Członkowie grupy poznają swoje dobre, ale również i złe strony. Wspólnie muszą podejmować ważne decyzje, co nie jest łatwe bowiem nie wszyscy wyruszyli w tę podróż dobrowolnie i nie wszystkim zależy na dobru całego przedsięwzięcia. Knowania i spiski są niestety codziennością. Naddusza wybrał na przywódcę Nafaia, jednak nie wszyscy są skłonni z tym zgodzić. Władza kusi Elemaka, który jest skłonny dla niej nawet zabić.
Kierunek wędrówki wyznacza Naddusza zsyłając na niektórych członków grupy sny. Szczególną więź z Komputerem ma Nafai. Młody mężczyzna rozmawia z nim, jak z bliskim przyjacielem, pozwalając sobą kierować. Poddańczo wypełnia jego wolę, choć nie zawsze ją rozumie. Jest szczery, nie potrafi oszukiwać a pragnie tylko szacunku i miłości. Dzięki bliskim kontaktom z Nadduszą i swojemu rozsądkowi ma zadatki na dobrego przywódcę.
Akcja „Statków ziemi” jest bardzo zmienna. Czasem monotonna i leniwa, by po chwili ruszyć z kopyta, rozbłysnąć i ponownie stanąć. Są momenty, kiedy podekscytowanie rośnie z minuty na minutę, ale są też takie, kiedy czytelnik czuje krok za krokiem jednostajne kołysanie wielbłądów karawany i w pełni odczuwa znużenie bohaterów.
Podczas czytania tej książki często miałam skojarzenia z Biblią. Postać Nafaia przypominała mi trochę Mojżesza i jego historię, a Bogiem był Naddusza, który poddawał Nafaia próbom i dokonywał cudów, aby wzmocnić wiarę w wątpiących, którzy chcieli zawrócić z jego ścieżki. Wrażenie to wzmacniały dodatkowo użyte przez autora zwroty rodem z Biblii, np.: „zaprawdę powiadam ci” lub”zaiste, tak jest”.
Zawiłości związane z koligacjami rodzinnymi wyjaśnia objaśnienie genealogiczne znajdujące się na początku książki. Ma to związek z ciekawymi zwyczajami małżeńskimi panującymi w mieście Basilika. Sporo nazw i imion posiada rosyjskie brzmienie.
Bohaterowie Carda są różnorodni, choć momentami trochę patetyczni. Są tu postacie pozytywne i z gruntu negatywne, ale są też takie, których charakter ewoluuje na przestrzeni czasu w wyniku wydarzeń następujących podczas podróży.
Książkę przeczytałam z przyjemnością, mimo tego, że nie do końca pasował mi fakt braku chęci wytwarzania broni w tak zaawansowanym społeczeństwie. Wiadomo przecież , iż ludzkość na Ziemi istnieje od około 2, 5 miliona lat. Pierwszymi narzędziami człowieka były kamienie i kije. Człowiek szybko nauczył się z nich korzystać tak, aby zabijać. Pierwsze oszczepy i dzidy służyły mu do tego już około 350 tysięcy lat temu. Od tamtego czasu ludzkość nie próżnowała i wytworzyła bardzo zaawansowaną broń, choćby atomową. To naturalna potrzeba bezpieczeństwa zmusza ludzi do wykorzystywania i ulepszania broni, dlatego trudno mi zrozumieć, że przez czterdzieści milionów lat życia na Harmonii nie znalazł się żaden osobnik, któremu nie wpadłoby do głowy, żeby stworzyć choćby dzidę. Przecież Harmonijczycy przemieszczali się pomiędzy miastami przez pustynię na której grasowali rozbójnicy. Pojawiały się sytuacje, w których czuli się zagrożeni. Dlatego dla mnie teoria o blokowaniu potrzeby wytwarzania broni przez człowieka, który używa min. pulsatorów nie rozumiejąc zasady ich działania jest trochę naciągana . Tym bardziej, że Naddusza nie może ingerować, kiedy człowiekiem targa gwałtowna żądza mordu. Ale w końcu „Statki ziemi” to fantastyka i to całkiem niezła, więc przymykam oko na tę kwestię.
Cała seria nieźle się prezentuje na półce dzięki ciekawej, spójnej i nieprzegadanej grafice
Polecam fanom fantastyki i science-fiction.