Jo Nesbo poznałam i doceniłam za serię świetnych kryminałów o detektywie Harrym Hole. Książki czytałam na bieżąco, jak tylko pojawiały się na rynku wydawniczym i pod koniec niemal tupałam z niecierpliwośći na oczekiwaną dalszą część przygód ekscentrycznego policjanta. Oczywiście po lekturze ostatniej części czułam głęboki niedosyt i rozczarowanie, że to już ostatecznie koniec serii. Z rozpędu rzuciłam się na inne książki autora, ale z racji mojego przywiązania do „brudnego” Harrego, nie wchodziły mi one już tak lekko, choć też były całkiem dobre. W efekcie z autorem rozstałam się na długo po czym przeglądając półki w księgarni natknęłam się na „Królestwo”. Moje serduszko mocniej zabiło na widok nazwiska, choć nic nie słyszałam o tej książce. Nie wiedziałam, czy to coś nowego, czy przeoczonego przeze mnie wcześniej, w czasie głębokiej fascynacji. Sentyment sprawił, że skusiła mnie ta książka z amerykańskim wozem w stylu retro na okładce. Czy żałuję? O tym za moment. Teraz chciałabym skupić się na refleksjach, jakie wzbudziła we mnie ta książka.
Zło jest w każdym z nas, ale jak dużo go potrzeba aby uznać, że zły jest człowiek? Podobno zło jest drugą naturą człowieka, ale zazwyczaj walczymy z tym diabełkiem na jednym ramieniu dając posłuch aniołowi na drugim. Nie zawsze się to udaje. Jedni mają na sumieniu małe grzeszki inni całkiem spore, ale kto ich nie ma wcale? Różne motywy mogą kierować ludźmi , którzy postępują niezgodnie z ogólnie przyjętymi zasadami. Może to być chęć zysku, zemsta, zwykła przyjemność ale równie dobrze chęć ochrony swojego dobrego imienia lub dobro rodziny.
„Królestwo” jest kryminałem, choć trzeba trochę poczekać, żeby się o tym przekonać. Autor wprowadza czytelnika w swoją historię powoli budując nastrój. Tempo swojej narracji dostosował do szybkości w jakiej toczy się życie małej, górskiej osady.
Podoba mi się styl pisania Nesbo. Pozornie oszczędny w emocje potrafi między wierszami przekazać całą gamę uczuć. Tak jak dobry horror wcale nie musi pokazywać bezpośrednio zła, żeby stworzyć nastrój grozy, tak ten autor nie musi dosłownie opisywać emocji, by czytelnik i tak nasiąkał nimi powoli jak gąbka. Chłodny klimat książki idealnie pasuje do surowego miejsca akcji.
Bohaterami książki są bracia, Roy i Carl. Obaj wychowywani są surowo, choć starszy Roy odrobinę bardziej. Być może z tego powodu szybko staje się opiekunem młodszego, który często wplątuje się w kłopoty za sprawą nieodpartego uroku osobistego. Trudne dzieciństwo chłopców kończy się w momencie wypadku rodziców. Obydwaj muszą szybko dorosnąć. Roy zostaje w rodzinnym domu, Carl natomiast wyjeżdża na studia do Stanów. Los zdaje im się sprzyjać. Koszmary z dzieciństwa bledną. Mijają lata i do miasteczka w dzikiej głuszy wraca światowy, ambitny pełen pomysłów Carl wraz z piękną żoną i genialny projektem mającym na celu ożywienie gospodarcze rodzinnej miejscowości. Przed braćmi pojawia się wizja sukcesu, bogactwa i szczęśliwego życia. Przyszłość maluje się w kolorowych barwach, ale gdzieś tkwi haczyk. Przeszłość daje o sobie znać. Ożywa i zaczyna zataczać koło.
„Królestwo” to historia braterskiej lojalności i miłości oraz jej granicach, których przekroczenie ciągnie za sobą niewygodne konsekwencje. Szczerze polecam.