Jak wam się zdaje, ile czasu potrzeba, by cały wasz życiowy dorobek runął jak domek z kard? Dokładnie. Wystarczy sekunda.
Kim przekonała się o tym dopiero, gdy musiała uciekać z Nowego Jorku. Od dzieciństwa była związana ze sportem, a teraz w dorosłym życiu była prężnie działającym agentem PR promującym młodych zawodników. Jej instynkt był niezawodny; bez trudu potrafiła przeszkolić wschodzącą gwiazdę footballu na pierwszą konferencje prasową, uczulić ją na działanie z zaskoczenie cwanych paparazzi, nauczyć życia w luksusie... I właśnie ten instynkt wył jak syrena strażacka, gdy na horyzoncie pojawił się Lloyd, najnowszy klient firmy Kim. Jednak w tym momencie zepchnęła zdrowy rozsądek na granice umysł wydając się w niebezpieczny romans.
Burzliwy koniec następuje na eleganckim przyjęciu, całkowicie nieoczekiwanie dla młodej dziewczyny. Upokorzona i rozżalona wraca tej samej nocy do rodzinnej miejscowości, Avalon. Znajduje schronienie w pensjonacie, należącym do jej mamy, który jest przystanią dla ludzi, będący w tzw. stanie przejściowym.
Kim powraca do korzeni, jednak w jeśli myślała, że odnajdzie spokój i harmonię, mocno się myli. Na jaw wyjdą sekrety, o których dziewczyna nie miała pojęcia. Niegdyś rodzina Kim należała do wyższej klasy - rodzice mieli mieszkania i domy w co lepszych miejscowościach wypoczynkowych, inwestowali w nieruchomości. I właśnie teraz wychodzą na jaw szczegóły testamentu ojca, który uczynił matką Kim jedyną spadkobierczynią. Spadkobierczynią długów. Kim musi szybko coś wymyślić, żeby pomóc mamie i ochronić pensjonat.
I właśnie teraz, kiedy dziewczyna stara się nie myśleć o facetach i związkach, w pensjonacie nieoczekiwanie zjawia się gwiazda miejscowego footballu, Bobby Crutcher z synem.
Wydawać by się mogło, że zarówno Kim jak i Bobby ostatnie o czym mogliby myśleć to miłość. Jednak serce nie sługa...
Wszystko skupia się na Fairfield House, wielobarwnego pensjonatu prowadzonego przez matkę naszej bohaterki, Kim. Okiennice mają wyrazisty kolor,tak samo jak ściany pomalowane na wszystkie kolory tęczy. Budynek z rotundą i licznymi wieżyczkami wyglądający jak tort weselny, a w środku wnętrze przypominające skupisko różnych stylów wymieszanych ze sobą. Jednak w tym całym chaosie można było się doszukać pewnego logicznego wyjaśnienia; w pensjonacie mieszkają różni ludzie, w różnym wieku i o różnych charakterach, ale łączy ich jedno; każde z nich zakończyło pewien etap w życiu i zastanawia się, co dalej. Właśnie w dawnej rezydencji należącej do dziadków Kim czuje, że musi zwolnić tępo. Cały czas skupiona na własnej karierze i życiu zauważa, że nie poświęcała matce wystarczająco dużo czasu, czego dowodzą wychodzące na jaw problemy finansowe po śmierci taty. Uciekając z Nowego Jorku myślała, że właśnie w Avalonie odnajdzie spokój i chociaż na chwilę przestanie myśleć o utraconej pracy, skandalu i spalonym związku. Jednak szok, którego doznaje po odkryciu sytuacji finansowej mamy, zmusza Kim do zakasania rękawów i pomocy ostatniej osobie, jaka jej została.
Do pensjonatu trafia także Bobby z dwunastoletnim synem. On i AJ spotykają się po raz pierwszy i to w dość dramatycznych okolicznościach i oboje są równie niepewni względem siebie. Nie znają się i mają pewne opory, żeby sobie zaufać. W sytuacji, w której się znaleźli są skazani na swoje towarzystwo czy to im się podoba, czy też nie. Bobby uczy się, jak być ojcem dbającym o potrzeby syna. Cóż, szkoda że nikt nie wydał poradnika na ten temat, ale na całe szczęście ma pod ręką sympatyczną i dobrotliwą Kim.
Spodobała mi się kreacja postaci Kim. W pracy była ambitną osobą, mocno zaangażowaną w każdy projekt, jednak ulokowała uczucia w złym facecie. Teraz kiedy grunt usunął jej się spod stóp próbuje odnaleźć swoje prawdziwe ja. Często cofa się w czasie odwiedzając wspomnienia z dzieciństwa, z liceum, z dawnych lat, w których rodzina i sport liczyły się dla niej najbardziej. Próbuje odnaleźć dziewczynę, którą była nim kariera pochłonęła ją do reszty. Więc kiedy Bobby pojawia się na progu pensjonatu Fairfield House, Kim stara się zepchnąć na bok dziwną fascynacje obłędnie przystojnym mężczyzną. Jednak z upływem dni ich więzi zacieśniają się, a obustronna fascynacja przeradza się w coś znacznie poważniejszego.
Książki pisane przez Susan Wiggs mają w sobie coś nieodpartego. Z pozoru proste historie angażują emocjonalnie każdego czytelnika, a bohaterowie stają się naszymi przyjaciółmi, z którymi dawno nie mieliśmy kontaktu i dzwonimy by dowiedzieć się co u nich nowego. Uśmiechasz się i płaczesz z nimi, wzdychasz, marzysz, wściekasz się, próbujesz doszukać się prawdy z rozsypanych puzzli zwanych życiem.
Spotkanie nad jeziorem - z pozoru zwykły romans, nic bardziej banalnego... jednak historie Kim i Bobby'ego przed tym, jak się spotkali oraz bohaterowie drugoplanowi są prawdziwym majstersztykiem, do którego z ochotą będę powracać.