W „Balwierzu” Katarzyna Bonda przechodzi samą siebie! I mówię to całkiem poważnie i w pełni świadoma swoich słów! Jeden z najbardziej zagmatwanych i emocjonalnych kryminałów, jakie czytałam w tym roku. Ale przede wszystkim to dla mnie jedna z tych książek tego roku, gdzie zakończenie jest naprawdę zaskakujące i bardzo boli.
Z ciała martwego Tymka upuszczono krew, w pobliżu torów snajper położył trupem prawosławnego księdza Donata. A później dzieje się wiele… Kto to zrobił? Hubert Meyer szuka odpowiedzi!
Akcja książki to siedem dni. Ale za to jakich! Pełne makabrycznych i szokujących wydarzeń, obfitujące w parę trupów, w dużą ilość krwi. Ogrom postaci, ślepych tropów, sekretów, kłamstw i niejasności. Krycia siebie nawzajem, układów między bohaterami, powiązań, koligacji. Do tego mamy konflikt między ekologami a środowiskiem łowieckim. Mamy piękną miejscową rusałkę, do której wzdychają wszyscy mężczyźni Narwi i nie tylko, ale jest zimna i bardzo nieszczera. Są ogromne pieniądze, bachanalia, toksyczne relacje, krzywda dzieci, obojętność matki. Są trójkąty, ośmiokąty i inne figury matematyczne, które można by utworzyć, bo niektórzy mają aż tak bogate życie towarzyskie. Zazdrości, miłości i zdrady nie braknie. I jest też wyrafinowany sprawca i pragnienie sławy. Nic nie jest pewne, a nawet jeśli wam się wydaje, że już wiecie, kim jest Balwierz, ale Bonda szybko was wyprowadzi z tego błędu. To wszystko jest pogmatwane, zakręcone, powywracane do góry nogami. Podejrzewa się i tego, i tamtego bohatera, a i tak się nie zgadnie. Jest drastycznie, krwawo, brutalnie, przerażająco i emocjonalnie. Tę książkę trzeba czytać uważnie, bo istnieje możliwość, że w pewnym momencie można zabłądzić w labiryncie kłamstw i powiązań.
Osadzenie akcji na Podlasie, w Narwi- małej wiosce z gęstymi lasami i zamkniętą społecznością było idealne. To nadało takiego nieco przerażającego klimatu powieści.
W tej części w pewnym momencie nie czytasz tej książki, tylko aby dowiedzieć się, kto jest balwierzem, na pierwszy plan subtelnie wysuwa się życie prywatne profilera. Jego przeszłość, ale i skomplikowane relacje oraz specyficzne poczucie humoru sprawia, że aż czeka się na ten luźniejszy akapit temu poświęcony.
I może jest absurdalnie w paru momentach, bo np. Meyer dostaje jakąś pałką w głowę i wystarczy mu pół dnia na regeneracje, ktoś inny będzie zalany w trupa, a kilka godzin później trzeźwy jakby nigdy nie pił, a wszystkim wydaje się, że sen jest dla słabych, więc w sumie to ja nie wiem, czy bohaterowie w tej książce spali więcej niż 6 godzin. Ale przymykam na to oko. Nie było tego akapitu ok.
Najlepszą częścią książki, bo zaskakuje najbardziej, a zarazem najgorszą, bo tak się po prostu nie robi czytelnikom, jest strona 343, a później pierwsze zdanie epilogu. Czytam tę serię od czwartego tomu, zżyłam się już bohaterami. Byłam takim cichym obserwatorem wydarzeń, ich życia…i nagle odwala się taka rzecz. Takiego obrotu spraw chyba nie spodziewał się żaden czytelnik tej serii. Zakończenie boli, tym bardziej że wydawało się już, że teraz nastąpił duży krok, że nareszcie po tylu zakrętach wydarzy się coś, na co czekałam i skrycie liczyłam…i nagle autorka zrzuca taką bombę. Musiałam przeczytać dwa razy pół strony 343, bo nie dowierzałam w to, co się stało. Szok i niedowierzanie! Zakończenie łamiące serce w kryminale? Proszę bardzo, Bonda funduje takie coś w „Balwierzu”. I przez to wiem, że ta książka zostanie ze mną jeszcze na chwilę. Zakończenie zostawia furtkę do kolejnej części i liczę, że będzie, chociaż po tym, co się wydarzyło, to już nie będzie to samo.
Podsumowując, „Balwierz” to petarda, majstersztyk. Udana kolejna kontynuacja przygód profilera Huberta Meyera, który docieka prawdy i nie zawsze działa w granicach prawa. Misterna zagadka, świetny styl i wciągająca fabuła. W dodatku niezapomniany zwrot akcji w zakończeniu. Zapamiętam na długo tę książkę, a wam gorąco ją polecam. Czytajcie "Balwierza"!