Są takie książki, które od pierwszej strony obalają wyobrażenia czytelnika o pewnych prawdach. Są takie, które wywracają do góry nogami Jego wrażenia, przypuszczenia i domniemania. Które tworzą nowy aksjomat i czynią to w najbardziej dotkliwy sposób, zmuszając do uronienia niejednej łzy, budzą skrajne emocje lub wywołują co najmniej oburzenie. Taką książką była dla mnie „Głusza” Anny Goc. Z całą odpowiedzialnością za swoje słowa piszę o niej jako najlepszym reportażu 2022 roku.
Niewątpliwe moje nieustanne zdziwienia i zaskoczenia treścią „Głuszy” i losem Głuchych wynikały z mojej zawinionej (bądź nie) niewiedzy. Nie zdawałem sobie sprawy z barier, z jakimi na co dzień się spotkają, z jakimi trudnościami muszą walczyć, z jakim murem nierozumienia (dosłownego i tego w przenośni) się mierzą. Począwszy od wypełnienia urzędniczego formularza (nie każdy Głuchoniemy umie pisać), po wizytę lekarską, od wezwania pomocy, po zrozumienie rządowego komunikatu o pandemii (tak, nie każdy Głuchoniemy umie czytać i nie każdy migający w rogu wyświetlanego telewizyjnego obrazu tłumacz bywa zrozumiały i tłumaczy… językiem Głuchych).
Anna Goc ukazuje świat Niesłyszących jako wyodrębnioną kulturę, posługującą się własnym, bogatym językiem, innym w centralnej Polsce, innym na Pomorzu czy na Śląsku. I mimo, że w pierwszej chwili ta myśl o odrębności i jakże dalekim oddaleniu osób żyjących przecież tuż obok może budzić zdziwienie, prawda jest zaskakująco smutna. Jej mury buduje nie sama niepełnosprawność słuchowa, ale ludzie – słyszący, niedosłyszący, zupełnie pozbawiani słuchu; a przede wszystkim wzajemne niezrozumienie.
Niekiedy bywa tak, że konkretną formą języka migowego posługują się niesłyszący członkowie rodziny – gdy wyjdą ze swego mieszkania, po przekroczeniu progu domu, nie potrafią się z nikim skomunikować. Nie umieją przekazać innym swej historii, powiedzieć, co ich boli, czego się boją, jakie zło ich dotknęło. Ale „Głusza” to nie tylko opowieść o nich, Głuchych, i – jakkolwiek potężnie to brzmi, „rodzinach dynastycznych”. To także historia tych, którzy dorastają w domach migających rodziców. Jako słyszący już od najmłodszych lat pełnią funkcję tłumaczy, chodzą z nimi do lekarzy, załatwiają skomplikowane formalności, odbierają telefony, otwierają drzwi, gdy ktoś zadzwoni lub zapuka, a mają wtedy sześć, osiem, czternaście lat…
Jak wygląda szkolnictwo Głuchoniemych, czym jest język migowy systemowy, a czym PJM (większość książki poświęcona jest problemowi języka migowego, prowadzonym badaniom, skutkom nauczania języka systemowego i nieumiejętności tłumaczenia skomplikowanych przemówień). Jak przekazać Niesłyszącemu, że cierpi na śmiertelną chorobę nowotworową, skoro nigdy nie poznał znaczenia słowa „rak”, jak przetłumaczyć „Baranek Boży”, a jak obietnicę przedwyborczą? Jak przystąpić od obowiązkowego spisu powszechnego przez internet, a jak wezwać karetkę pogotowia? Czy niesłyszący może zdać maturę, migając? Czy po założeniu implantu, można usłyszeć dźwięk przelatującej obok muchy? Czym dla głuchego, który dzięki operacji lub aparatowi zaczął słyszeć, jest cisza? A czym w takim razie jest cisza dla słyszącego?
Wykluczenie, nierozumienie, brak dostępności – dyskryminacja i stygmatyzacja w czystej postaci. Zmuszani do jednego systemu edukacji, w którym rolą Niesłyszących jest nauczyć się mówić tylko po to, by mogli skomunikować się ze słyszącymi; uczeni przez osoby słyszące, zmuszani do poznawania świata metodą oralną, polegającą na umiejętności odczytywania znaczenia słów z ruchu warg. Stosowane wobec nich zakazy migania, którym posługują się przecież na co dzień, okazują się formą represji, która niekiedy przypomina stosowaną przez zaborców germanizację, wykulturowienie. Doprowadzają do niemożliwości nawiązania jakiejkolwiek relacji nawet z głuchoniemymi rówieśnikami. I to nieustanne podkreślanie, że rehabilitacja ma przystosować Głuchego do życia w społeczeństwie: słyszący Cię nie zrozumie, musisz nauczyć się mówić! Dlatego na lekcjach muzyki Głusi muszą… grać na flecie.
I te ciągle spojrzenia, gdy wychodzą na ulice, gdy jadą w tramwaju i migają, wydając przy tym „śmieszne dźwięki”. Nie patrzyłaś, nie patrzyłeś na nich z zaciekawieniem? Nie dziwiłaś, nie dziwiłeś się ich zachowaniu? A może zdarzyło Ci się uśmiechnąć pod nosem, słysząc nieudolne próby wypowiedzenia przez Nich słowa?
Książka Anny Goc pokazuje, jak trudno Głuchoniememu wejść do świata dźwięków. Pokazuje też drugą stronę medalu – jak „Słyszaki”, działając przecież z dobrych pobudek, doprowadzają do wyalienowania i niekiedy wyrządzają więcej szkód niż dobra. Autorka udowadnia, jak niewiele wiemy o świecie Niesłyszących, jak nie potrafimy „wejść w ich skórę”, ale jednocześnie tłumaczy, jak bardzo jest to trudne. Bezradność jest nieustannym tłem tej historii, gorzką i przejmującą prawdą.
„Bohaterów tej książki połączyło jedno pragnienie”. Dzięki „Głuszy” wiem, że nie jest nim odzyskanie słuchu.
Absolutnie polecam.
Książkę otrzymałem dzięki portalowi Sztukater.