Czy to jest ważna książka? Oczywiście!
Czy to jest potrzebna książka? Jak najbardziej.
Czy to jest dobra książka? Hmmm...
Znowu miałam duży problem z ustaleniem oceny gwiazdkowej w skali od 1 do 10. Tak się czasem zdarza, gdy forma utworu, jego styl i treść są z różnych półek jakościowych. Tym razem zaś z tego powodu, że warsztat literacki Anny Goc nie dorównuje wadze poruszanego tematu, niestety.
Pamiętam pierwszy raz, gdy zetknęłam się informacją o tej książce, bodajże był to wywiad radiowy z autorką, i w trakcie jego słuchania uświadomienie sobie, że język polski, w swojej formie mówionej i pisanej, jest dla polskich obywateli będących osobami głuchymi od urodzenia językiem obcym. To był szok!
Językiem ojczystym, pierwszym, podstawowym i czasem jedynym, jest dla osób głuchych PJM, Polski Język Migowy, a polszczyzna, wyuczona ogromnym wysiłkiem i morderczymi ćwiczeniami od najmłodszych lat, to tylko proteza, nie zawsze dostępna i zazwyczaj niedogodna. Dowiadujemy się o ogromnym obszarze wykluczenia, którego doświadczają na co dzień osoby głuche, ponieważ ich potrzeby są lekceważone i pomijane.
I to nie jakieś fanaberie i wymysły, tylko najważniejsze życiowe potrzeby! Możliwość wezwania karetki pogotowia bez konieczności posługiwania się głosem. Dostęp do uczenia się we własnym języku. Czy przyszłoby wam do głowy, że w naszym kraju w zakresie wymagań do zostania surdopedagogiem, czyli nauczycielem dzieci głuchych, nie jest ujęta znajomość PJM? Jakim cudem taka legislacja przeszła?
To jest ważna, potrzebna książka, na temat o którym się nie mówi, więc w tym sensie nowatorska i odkrywająca przed czytelnikiem kolejny zmarginalizowany obszar, w tym wypadku świat osób głuchych i niedosłyszących. Umożliwia spojrzenie w rzeczywistość, której osoby słyszące nie są w stanie sobie nawet wyobrazić, otoczone przez odgłosy nieustająco dobiegające ze wszystkich stron.
My, "słyszaki" (to slangowe określenie na osoby słyszące w środowisku głuchych), nie zdajemy sobie sprawy na co dzień jak duża ilość informacji dobiega do nas poprzez dźwięki. Sygnały dodatkowe w komunikacji werbalnej takie jak tembr głosu, jego barwa, intonacja, dodają naszym rozmowom kolorytu emocjonalnego, informują również o tym, jaki stosunek ma do nas ta osoba. Czy bez tego jesteśmy w stanie się w ogóle sprawnie komunikować? Albo inaczej, na ile nasza komunikacja z innymi ludźmi zawężona tylko do słów, pozwalałaby nam zbudować relacje z innymi?
Autorka lekko uchyla zasłonę milczenia, pozwala nam odrobinę zajrzeć za kulisy, uświadamia jak dużą ilość informacji można ubrać w gest, ruch dłoni, mimikę twarzy, ale też jak trudne jest życie osób w rzeczywistości, która jest zupełnie niedostosowana do ich potrzeb. Zwiększa naszą empatię, otwiera oczy i miejmy nadzieję, że przeciera szlaki dla zmian prawnych i społecznych. Chwała jej za to i wieczny szacun.
Jednak na poziomie warsztatowym to jest tak miałkie i nieudolnie napisane, że aż przykro patrzeć. To nawet nie jest reportaż. To są luźne zapiski ze spotkań z osobami głuchymi, przywołanie jakichś sytuacji z życia wziętych, czyichś doświadczeń, słów, wspomnień. Mozaika z fragmentów, które jednak nie układają się w żaden sensowny wzór. Ot tak, rozrzucone po papierze strzępki. Można by z nich z pewnością stworzyć coś interesującego, a dostajemy brudnopisy z notatnika reportera, przepisane na czysto, lekko ogarnięte i wydane jako książka. Ale na dobry reportaż to o wiele za mało. Rozczarowujące.