Czy to sytuację, czy człowieka… czy właśnie tego typu poradnik.
Szczególnie jeśli wiesz, że ma on moc terapeutyczną, lecz nie jest dla Ciebie – mimo że temat znasz z autopsji, jak to się mówi. Ale gdy dochodzi do tego głowa badawczego maniaka nauk społecznych to nie sposób nie odnieść wrażenia, że „coś tu nie gra”. Pytasz więc: co? A ja nie znam odpowiedzi.
O czym jest ta książka?
Głównie o 4 profilach zadowalaczy życiowych, czyli o osobach, które czują wewnętrzny obowiązek, by przepraszać wtedy, kiedy nikt tego nie wymaga. Które są zbyt miłe (jakkolwiek to brzmi). Które próbują uszczęśliwiać „na siłę” wszystkich – oprócz samych siebie. Tu właśnie leży problem. Zadowalacze pragną zachwycać/pomagać/kształtować/wspierać innych, zapominając o dbaniu o siebie.
Jeśli jest piątek, ty padasz z nóg, masz migrenę, jedyne o czym marzysz to położyć się spać, ALE nagle dzwoni telefon, ty go odbierasz i wysłuchujesz przez następne 2 godziny relacji koleżanki z pracy o tym, jak to jej minął dzień… Lub jeśli na siłę próbujesz dopasować się do otoczenia, na przykład do społeczności #studygrampl i dbasz o spójny feed, o to by wszyscy byli ze wszystkich Twoich wpisów zadowoleni, a jeśli nie są, to wpadasz w panikę… to książka dla Ciebie. Prawdopodobnie. Bo w sumie też mi się wydawało, że jestem jednym z typów zadowalacza. Jednak cel książki nie został w moim przypadku osiągnięty.
Cel, jakim jest nauka dbania o siebie, jak i o innych, ale lepiej, tj. bez lęku przed odkryciem samej siebie, prawdziwiej, sprawiedliwiej, z pełną samoakceptacją i pewnością siebie. Jak jednak tak górnolotny cel może zostać zrealizowany? Przez pracę własną oczywiście. Dlatego ta książka może być ku temu inspiracją. Oczywiście, że tak.
Niemniej większość treści w niej zawartej jest, moim zdaniem, przegadana. Czułam się, jakbym była z panią Turrell na kawie i bojkotowała o tym, jaki to jej pacjent X jest i co nowy sąsiad wczoraj powiedział. Poradnik opiera się na stosunku 5:1 względem przedstawiania historii różnych osób kontra konkretnym radom, które można zastosować w praktyce.
I wiesz co? Ja z jednej strony rozumiem „fenomen” lektury – kupi ją na pewno wiele osób, odkryje w niej sens, weźmie garść rad autorki dla siebie i stwierdzi, że „ach, to odmieni moje życie”. To zwykle takie pierwsze wrażenie. Wchodząc w głąb zaczynają się jednak pojawiać schody. Ponieważ jestem po lekturze tej książki już tydzień, a nadal nie jestem pewna, czy więcej ma ona wad, czy dobrych stron, nie jestem w stanie stwierdzić jednoznacznie, ile się z niej dowiedziałam i czy cokolwiek zostanie z niej ze mną na dłużej.
Jedno jest pewne (w mojej opinii) – to ten typ książek, które cytuje się na zwierciadło.pl i omawia w czasopiśmie Glamour. Który przemawia do Polek, bardziej niż do Polaków (na to też są badania), a zarazem nie wnosi za wiele, jeśli się ją odłoży w kąt pokoju i cicho zostawi w spokoju, by przejść do konsumpcji nowych treści. I na bazie których można zrobić ankietę pokroju Bravo Girl „jakim typem zadowalacza jesteś”.
Czy to ma głębszy sens? Możliwe.
Problem może być i we mnie. Jestem innym typem człowieka, który prawdopodobnie za mocno szuka sensu, celowości, pragmatyzmu... Możliwe. Dlatego zachęcam zapoznać się także z innymi recenzjami i opiniami, zanim podejmie się ostateczną decyzję "sięgnąć/nie sięgnąć" :)