"Diamentowy Plac” Mercé Rodoredy po raz pierwszy ukazał się w 1962 roku. Książka, po kilku nieudanych próbach zaistnienia, zyskała sławę, przetłumaczono ją na ponad 30 języków i okrzyknięto arcydziełem literatury katalońskiej, ile w tym prawdy? Trudno powiedzieć, bo jest to powieść specyficzna, która potrafi i znudzić, i zadziwić, i zafascynować. Poza tym jej psychologiczny wydźwięk, jak również symbolika i metaforyczność nie zawsze ułatwia czytanie, mimo to warto poznać historię Natalii, młodej kobiety reprezentującej wiele innych istot, które przeżyły dramatyczny czas, wojnę domową w Hiszpanii.
Akcja dzieje się w Barcelonie, w latach 30. ubiegłego wieku. Młodziutka Natalia zostaje namówiona przez swoją przyjaciółkę Julietę na tańce na Diamentowym Placu. Tam poznaje Quimeta o małpich oczkach, który na placu pełnym pestek po arbuzach, skórkach i butelek od piwa, oświadcza, że nie minie rok, jak zostanie jej mężem. Prorocze okazały się słowa Quimeta. Natalia, a właściwie Colometa, bo tak nazwał ją jej oblubieniec, zostaje jego żoną. Młoda mężatka przejmuje na siebie wszystkie obowiązki domowe i cierpliwie znosi hobby swojego męża – hodowlę gołębi. Niestety niepewna sytuacja polityczna-gospodarcza burzy codzienny rytm, zaczyna im brakować na życie, aż przychodzi czas, kiedy Quiment podejmuje decyzję brzemienną w skutki.
Autorka w posłowiu napisała „chciałam, żeby była to powieść kafkowska, bardzo kafkowska, i oczywiście absurdalna, i pełna gołębi. Chciałam, żeby te gołębie dławiły główną bohaterkę od samego początku do końca”[str.8] Bez wątpienia udał się zamysł Rodoredy. Jej bohaterka, bardzo prosta dziewczyna, opisująca siebie jako zwykłą osobę, nie różniącą się od innych ludzi, umiejącą pisać i czytać, a także pracować i być pożyteczną, zostaje stłamszona przez dominującą, wręcz apodyktyczną osobowość męża, i gołębie obijające się o ściany jej niewielkiego mieszkania. Colometa zatraca swoją tożsamość, całkowicie poddaje się Quimetowi, symbolizując konwencję epoki, która od kobiety wymagała jedynie trwania przy mężu i spełniania jego zachcianek, ale tak naprawdę to kobiety brały na swoje barki największe trudy, to one rezygnowały ze swoich pragnień i walczyły o byt swojej rodziny. Taka właśnie jest Colometa, być może na pierwszy rzut oka bardzo naiwna, niedoświadczona, zwracająca uwagę na drobiazgi, jak choćby na białe filiżanki do czekolady, ale to właśnie ta krucha istota mierzy się z życiem. To ona ulega metamorfozie, z nieśmiałej dziewuszki staje się kobietą, która stawia czoło brutalnej rzeczywistości, jednocześnie nie przestaje marzyć i tęsknić za beztroską, i miłością.
Nie mogę powiedzieć, że sprawnie czytało mi się tę książkę. Nie do końca odnalazłam się w specyficznym stylu autorki, która tej historii nadała wiele znaczeń i ozdobiła ją w liczne detale: dzwonki, frędzle, plisowane spódnice, złote guziki, klipsy, kwiaty, druciki i itd. itp. W tej powieści wszystko żyje, wszystko wydaje dźwięki, mnóstwo jest kolorów i materii, ale to jest do zaakceptowania, bo ma znaczenie i swój specyficzny urok. Mnie drażnił prosty język, zdaję sobie sprawę, że odzwierciedlał on charakter narratorki – Colomety, ale mimo to jej tendencja do relacjonowania banałów bywa uciążliwa. Absolutny zachwyt przeżyłam w drugiej połowie książki, być może tak miało być, może zderzenie zwykłej rzeczywistości z koszmarem wojny miało ukazać piękno zwykłych dni i zobrazować wpływ dramatycznych wydarzeń na życie normalnych ludzi. Bez dwóch zdań „Diamentowy plac” to piękna, ale też wymagająca powieść, która wzbudza emocje i na długo zostaje w pamięci. Jeśli nie boicie się ukrytych znaczeń, nie macie nic przeciwko zaglądaniu bohaterom w dusze i nie straszne Wam psychologiczne rozterki, to jest to dla Was książka idealna.