“Może w kwestii bólu i tego, za co czujemy się odpowiedzialni, nie ma podziału na właściwe i niewłaściwe, nie ma czerni i bieli, jest za to tysiąc odcieni szarości”.
[ współpraca reklamowa: @wydawnictwoznakpl ]
Bree ucieka z rodzinnego miasta. Brzmienie tragedii, która miała miejsce w jej rodzinie, jest dla niej za ciężkie. Decyduje się jechać przed siebie i nie patrzeć wstecz. Takim oto sposobem trafia do Pelion – małego, spokojnego miasteczka. Spędziła w nim ostatnie radosne chwile z mamą przed jej śmiercią.
Jej planem jest brak planu na to co dalej. Chce odpocząć w samotności i spróbować poukładać parę spraw w głowie. Jednak kobieta nie spodziewała się poznać w nim Archera – miejscowego odludka. Uchodzi on za dziwaka, który do nikogo się nie odzywa. Mężczyzna unika jakichkolwiek kontaktów międzyludzkich. Został bardzo skrzywdzony przez życie, a izolowanie się od innych to jego sposób na przetrwanie.
Pomimo chłodnej maski, Bree, widzi w nim coś, co ją intryguje. Czuje potrzebę zbliżenia się do niego. Chciałaby poznać jego historię, dowiedzieć się dlaczego taki jest i co go spotkało. Ofiaruje mu coś, czego nikt nigdy dotąd nie chciał – rozmowę i zrozumienie.
“Archer’s Voice” to ból, dosłownie. Ta pozycja zrobiła istną apokalipsę z mojego serca. Rzadko zdarza mi się płakać nad książką, a przy niej uroniłam naprawdę sporo łez. Może to i fikcja, ale ludzie bywają okrutni. To co spotkało Archera, może dotknąć każdego z nas.
Historia o nowym początku, pokonywaniu własnych granic oraz walce z traumami i przeszłością. Mia Sheridan w piękny sposób przedstawiła nam, jak ważne jest zaakceptowanie siebie. Może nam ofiarować to poczucie siły i pewność w swoje możliwości.
Fabuła sama w sobie jest złożona i przedstawiona w jasny dla czytelnika sposób. Stopniowo zagłębiamy się w perypetie Bree i Archera. W dość wolnym tempie poznajemy coraz to nowsze wydarzenia, fakty oraz informacje na temat przeszłości bohaterów. Sam w sobie styl pisania autorki należy do tych lekkich i przyjemnych, dzięki czemu przez lekturę się po prostu płynie. Potęguje to tylko przyjemność z czytania. W przypadku problemu Archera została przyjęta dość ciekawa technika. Dawno nie miałam styczności z pozycją w której bohater jest niemową. Naprawdę jestem pod dużym wrażeniem jak dobrze został poprowadzony ten wątek.
Ogromnym plusem jest również to, że mamy możliwość poznania perspektywy obu bohaterów. Dzięki czemu mamy pełen wgląd na pewne sprawy – nie musimy się domyślać. Autorka stawia sprawę jasno. Pozwala nam na dogłębne zrozumienie bohaterów i czystego spojrzenia na pewne wybory. Ich relacja od początku do końca była pełna przeszkód. Pomimo przeciwności, postanowili postawić na siebie. Droga, którą przebywali była usłana cierniami i niepewnością. Jednak to co ich łączyło było silniejsze od otaczającego zła.
Dom to pojęcie względne, jego definicja dla każdego może być inna. Nie musi być nim konkretne miejsce. Dla kogoś mogą to być po prostu ramiona drugiej osoby.
Każda spędzona sekunda przy tej książce była tego warta.