Justyna Bednarek stworzyła mnóstwo cudownych książek, czym już na stałe zapisała się w pamięci czytelników. Jej przygody skarpetek stały się znakiem rozpoznawczym. Niedawno ukazała się jej najnowsza książka – „Dom numer pięć”, która mnie bardzo zaskoczyła i ujęła spojrzeniem na temat szkolnych dręczycieli.
Piotrek ma 12 lat i ogromną wadę wzroku, która sprawia, że niemal nic nie widzi bez okularów. To powoduje, że chłopak nie wierzy w siebie, z ulgą unika współzawodnictwa na lekcjach wychowania fizycznego oraz korzysta z forów, jakie dostaje od kolegów. Dopiero nowy nauczyciel, pan Gliwiusz nie pozwala na to, by chłopak stał z boku, gdy inni rywalizują, zachęca do zejścia z ławki rezerwowych i uczestniczenia w zajęciach na równi z innymi. W jednej z takich sytuacji Piotrek doprowadza do zwycięstwa swojej drużyny i budzi tym chęć rewanżu u Eryka z drużyny - wyjątkowo - przegranej. W szatni zabiera mu okulary i odgraża się, przez co po wyjściu ze szkoły Piotrek musi uciekać. Biegnie na ślepo przez działki, by schronić się w domu numer pięć. Gdy dociera tam również Eryk, dzieje się coś niezwykłego – role się odwracają i to Eryk traci wzrok, za to Piotrek widzi bardzo dobrze. W domu czeka na nich Kapitan z ważną misją – chłopcy muszą dostarczyć walczącym oddziałom meldunek. W międzyczasie spotykają kotkę Rozalię, Magdę i jej babcię Alicję, trafiają w ręce wroga i muszą ratować życie, bo wojna, która ich otacza, jest prawdziwa.
Tutaj ujawnia się całe bogactwo wartości, o jakich można rozmawiać, czytając tą opowieść. O wybaczeniu, o przyjaźni, o wewnętrznej sile, wierze w siebie, naprawianiu błędów, poświęceniu, miłości, która trwa pomimo bólu i śmierci. O lojalności, odnajdywaniu właściwych, życiowych ścieżek. Najważniejsze w całej książce wydają mi się słowa Kapitana o tym, że ludzie nie wyciągają żadnych wniosków z prowadzonych wojen i wciąż doprowadzają do nowych:
„Będą spać kilka dni, a gdy się obudzą, nie przypomną sobie ani że walczyli, ani – z kim. Znowu podzielą się na dwie grupy – ale inaczej niż wcześniej. Zawsze jest trochę inaczej. Może dobiorą się w drużyny ze względu na kolor oczu. Albo rodzaj ubrania. Po jakimś czasie znowu będą „oni” i „nasi”. I wtedy zjawi się znowu jakiś nieznośny dzieciak, który będzie chciał dopiec innemu dzieciakowi…”
To również apel o to, by być tolerancyjnym, mierzyć wartość ludzi ich uczynkami, a nie wyglądem ani jakimikolwiek innymi cechami. I nie krzywdzić, nawet słowem.
„Dom numer pięć” jest lekturą refleksyjną, długo zagnieżdżającą się w czytelniku i prowokującą do zastanowienia się nad naszym postępowaniem i naszym myśleniem o sobie i innych. Warto do niej wracać, bo sądzę, że za każdym razem znajdziemy w niej inspirację do innych przemyśleń. Wyjątkowa lektura.
Została też wydana z dbałością o szczegóły – w twardej oprawie, na dobrej jakości papierze, z akwarelowymi, delikatnymi ilustracjami Anny Sędziwej. Myślę o niej, jako o doskonałej propozycji na szkolne nagrody, zwłaszcza teraz, przed końcem roku szkolnego, gdy poszukiwane są inspiracje książek przekazujących wartości i mądrość.