Przyznać muszę, że nie jest to moje pierwsze spotkanie z Adamem Kayem. Po „Będzie bolało” (które bardzo mi się podobało i które ciepło wspominam) oraz „Nielekarzu” (do którego miałam sporo krytycznych uwag i do którego nigdy – nigdy – nie wrócę) przyszło mi się zmierzyć z czymś zgoła innym. Wciąż pozostajemy tutaj w tematyce medycznej, ale skierowanej głównie dla młodszego odbiorcy i, co za tym idzie, operującej na nieco innych zabiegach literackich. Jak Kayowi poszło tym razem?
Dexter to chłopiec, który od narodzin przejawia nadzwyczajne zdolności – od mówienia w kilka sekund po narodzinach po zdanie dziesiątek matur w wieku zaledwie trzech lat. Kay wykorzystuje ten ciekawy skądinąd koncept, by zbudować wielowarstwową historię: z jednej strony to opowieść o małym geniuszu próbującym odnaleźć swoje miejsce w świecie, z drugiej – satyryczna zabawa w literacką autoreferencję. Dexter sam poprawia Kayowi tekst, koryguje, a nawet wyśmiewa autora, co jest dość wyjątkowym zabiegiem, dodającym książce oryginalności.
Pomysł na fabułę zasługuje na pochwałę. Mały geniusz, który zostaje lekarzem w wieku dziesięciu lat, to nie tylko atrakcyjna koncepcja, ale także fundament do budowania zarówno zabawnych, jak i refleksyjnych sytuacji. Postać Dextera, zmagającego się z próbami wpasowania się w otoczenie, uczy młodych czytelników akceptacji różnic oraz poszukiwania własnego miejsca w świecie. Kay balansuje pomiędzy niezwykłością bohatera a jego codziennymi problemami, takimi jak rodzinne sprzeczki czy szkolne wyzwania, co czyni książkę łatwą do zrozumienia i relatywnie bliską młodym odbiorcom.
Dodatkowym atutem jest wyjątkowy układ książki. Ilustracje autorstwa Henry’ego Pakera wnoszą do historii mnóstwo uroku i dynamiki. Kreatywne przeplatanie rysunków z tekstem to nie tylko estetyczna uczta, ale także sposób na przyciągnięcie uwagi młodych czytelników. Humor zawarty w ilustracjach dopełnia ten z tekstu, co razem tworzy spójną i pełną życia całość. Widać też dbałość o detale w projekcie graficznym – warto pochwalić składaczkę za harmonijne połączenie wszystkich elementów książki (wiem, ile pracy to wymaga, naprawdę – dobra robota!).
Ciekawym zabiegiem jest „metatekstualny” poziom historii, o czym wspomniałam już wyżej, w którym Dexter Procter zleca napisanie książki o sobie właśnie Adamowi Kayowi (który był jego ostatnim wyborem). Nieoczekiwana forma narracji – w której Dexter bez ogródek krytykuje i poprawia autora – dodaje książce oryginalności i czyni ją angażującą zarówno dla dzieci, jak i starszych czytelników. Ten pomysł pozwala na wprowadzenie kolejnej warstwy humoru i dodatkowej głębi, która wykracza poza typową strukturę książek dla dzieci. Dodatkowym smaczkiem są także autoironiczne komentarze samego Kaya do swojej wcześniejszej twórczości i zarzutów mu stawianych; kto wie, ten wie.
Miłą część mamy za sobą, przejdźmy to tej mniej przyjemnej.
Choć to książka pełna humoru i kreatywnych rozwiązań, nie jest pozbawiona wad, które mogą wpłynąć na odbiór, szczególnie wśród bardziej wymagających czytelników. Jednym z największych problemów jest przesadnie kloaczny humor, który pojawia się w niektórych momentach. Żarty o biegunce czy inne podobne wątki, choć mogą być zabawne dla części młodszych odbiorców, mogą jednocześnie zrazić starszych czytelników lub opiekunów, którzy mogą uznać je za zbyt przesadzone. I wiem, że Kay tutaj również odnosi się do swojej wcześniejszej twórczości, ale cóż, nie śmieszyło wtedy, nie śmieszy teraz.
Na minus trzeba także zaliczyć pewne błędy językowe i niedopatrzenia korektorskie, jak chociażby błędna odmiana imienia Otto przez całą książkę. Tego rodzaju uchybienia są niestety zauważalne i nie powinny występować w książce przeznaczonej dla młodych czytelników (w tych dla dorosłych odbiorców też nie!), ponieważ mogą wprowadzać w błąd. Zdarzają się także niektóre niezgrabności stylistyczne, które mogłyby zostać dopracowane na etapie redakcji.
Niektóre wybory językowe również budzą wątpliwości. Książka zawiera słowa, które mogą być zbyt trudne dla dzieci w wieku docelowym, takie jak „szylkretowy” czy „budrysówka”. Choć wzbogacanie słownictwa jest cenną praktyką, zastosowanie takich terminów może być nieco oderwane od rzeczywistości, szczególnie jeśli młodzi czytelnicy nie będą ich w stanie zrozumieć bez pomocy dorosłych. Warto, aby język książki był lepiej dostosowany do grupy docelowej, aby ułatwić młodym odbiorcom pełne zrozumienie tekstu.
Warto tu wspomnieć także o braku logiki w niektórych fragmentach książki. Choć absurdalny humor i nierealistyczne sytuacje są wpisane w charakter tej opowieści, pewne elementy fabuły są na tyle pozbawione sensu, że mogą zgrzytać nawet w tak fantazyjnym kontekście.
Powtarzalność niektórych żartów to kolejny problem, który wpływa na odbiór książki. Choć humor (z częściowymi wyjątkami) jest jednym z jej mocnych punktów, kilkukrotne powtarzanie tych samych dowcipów sprawia, że z czasem tracą one swoją świeżość i przestają śmieszyć. Zabrakło tu nieco większej różnorodności, która pozwoliłaby utrzymać uwagę czytelnika na najwyższym poziomie przez całą książkę.
„Dexter Procer. 10-letni lekarz” Adama Kaya to zatem książka, która zaskakuje oryginalnym pomysłem, a także wyróżnia się kreatywnym układem graficznym. Jest to pełna energii i absurdalnych zwrotów akcji opowieść, która może rozbawić młodych czytelników, jednocześnie oferując pewne refleksje na temat akceptacji i odnajdywania swojego miejsca w świecie. Choć humor jest jednym z jej największych atutów, nie zawsze trafia w gusta, a pewne niedociągnięcia językowe oraz fabularne nielogiczności mogą drażnić. Mimo tych mankamentów książka dalej ma potencjał, by zachwycić dzieci, które cenią absurdalne żarty i dynamiczną akcję, szczególnie jeśli potrafią spojrzeć na nią z przymrużeniem oka. A Rita i Ora to złoto!