Pomysł umiejscowienia akcji powieści kryminalnej w CERN wydawał mi się interesujący i nowy w naszej literaturze. Pod koniec 2011 roku w Genewie trwają przygotowania, aby w Wielkim Zderzaczu Hadronów móc zaobserwować bozon Higgsa. Odkrycie bozonu Higgsa, przewidywanego w pracach teoretycznych miało potwierdzić model standardowy. Pracami nad eksperymentem przewodzi prof. Francesca Accardi i ona przedstawiała postępy prac nad poszukiwaniem boskiej cząstki. Przeciw jej koncepcjom wystąpił młody naukowiec Noah Majewski. Wiadomo było, że sam pracuje nad rewolucyjną koncepcją, która może zmienić postrzeganie świata. Nagle pod koniec grudnia, w środku nocy następuje coś nieprawdopodobnego, czyli blackout w Wielkim Zderzaczu Hadronów. Przy jednym z detektorów, sto metrów pod ziemią zostają odkryte zwłoki Noaha Majewskiego. Dlaczego Noah znajdował się pod ziemią, skoro w tym dniu przyjechała jego siostra Ava i razem mieli jechać na Święta do domu rodzinnego? Czy uległ wypadkowi, schodząc po schodach w czasie blackoutu? Czy popełnił samobójstwo, a może to było morderstwo? Zapowiadała się naprawdę interesująco. Niestety im dalej, tym gorzej. Już na początku dla przydzielonej do śledztwa inspektor Hausner ważniejsze jest zrobienie risotto dla swojej partnerki niż sprawdzenie domu ofiary. Zresztą odnosiłam wrażenie, ze dla pani inspektor ważniejszy jest związek z partnerką niż śledztwo. Przez całą powieść jest daleko w tyle za wydarzeniami i porusza się jak dziecko we mgle. Odniosłam wrażenie, że autorka założyła w swojej powieści wątku LGBT i scen seksu różnych bohaterów, a później na siłę je umieściła w powieści, chociaż nic nie wnoszą do akcji. Niestety początkowe śledztwo schodzi na dalszy plan. Okazuje się, że Majewski opracował Regułę Przypadku, dla zdobycia jej istnieją osoby, które gotowe są zabić. Wskazówki dotyczące tej reguły zostawił swojej siostrze Avi, której pomaga przyjaciel ich obojga Alex. Od tego miejsca mamy schemat akcji z powieści Dana Browna, czyli Avi i Alex poszukują kolejnych wskazówek do odnalezienia reguły, ścigają ich płatni zabójcy, pojawia się tajna organizacja, a za wszystkimi daleko w tyle policja. Dostajemy więc pościgi samochodowe, szczekaniny i dziwne miejsca ze wskazówkami. Cala akcja jest przekombinowana i miejscami wręcz nieprawdopodobna. Jednak mnie najbardziej przeszkadzają wypełniacze lub dosadniej zapychacze, czyli wątki lub opisy, które nic nie wnoszą do akcji, a służą jedynie powiększaniu objętości książki. Czytamy więc retrospektywny wątek trójkąta miłosnego, a także opisy różnych innych związków i romansów. Gdy pojawia się nowy bohater nawet epizodyczny, a jest ich dużo, autorka przedstawia całe ich życiorysy, które nie mają nic wspólnego z akcją. Opisuje też dokładnie przebieg podróży samolotem bohaterów, którzy przylatują do Szwajcarii. Wszystko to powoduje, że książka jest przeładowana zbędnymi informacjami, przez co brak w niej napięcia, które charakteryzuje thrillery. Szkoda, bo fantastyczny pomysł na intrygę i akcja miała duży potencjał, ale wszystko wyszło mdło i nudno. Odetchnęłam z ulgą, jak skończyłam czytać.