Podsumowując swoją książkę, autor napisał: „Gdybym po tych wszystkich spotkaniach i rozmowach miał powiedzieć w jednym zdaniu, o czy jest ta książka, powiedziałbym, że o miłości”.
Chciałabym tak to widzieć, ale dla mnie ta książka była przepełniona takim smutkiem, że zmiata z planszy. Te historie, te ludzkie dramaty, po prostu rozdzierają serce. A to są historie tylko pięciu rodzin – w Polsce jest sto osiemdziesiąt pięć tysięcy niepełnosprawnych dzieci w wieku od zera do piętnastu lat!
Tę książkę powinni przeczytać wszyscy, szczególnie ci, którzy chcą zmuszać kobiety do rodzenia dzieci niezdolnych do samodzielnej egzystencji. Podziwiam te matki, ale uważam, że kobieta powinna mieć wybór, czy jest w stanie udźwignąć to brzemię. „Żeby umarło przede mną” – to zdanie dosłownie wbija w fotel, ale czy nie jest prawdziwe? Co stanie się z dzieckiem, które nie potrafi chodzić, jeść, samodzielnie ogarnąć fizjologii własnego ciała, gdy zabraknie matki? Pytanie retoryczne.
Jestem świadoma, że w obecnym systemie opieki zdrowotnej, te rodziny muszą przechodzić gehennę, próbując pomóc swoim dzieciom. W swojej praktyce również zdarza mi się przyjmować dzieci z różnymi niepełnosprawnościami, i nie oszukujmy się, nie byłam (i pewnie do tej pory nie jestem, mimo kilku lat doświadczenia w pracy z dziećmi) przygotowana na leczenie tych dzieci. Program studiów obejmuje pierdoły typu stomatologia społeczna, a nie ma ...