Filip i Kaja spotykają się przypadkowo na dworcu. Oboje wybierają się do domu, aby tam spędzić Boże Narodzenie. Każde z nich ma swoje problemy, bagaż doświadczeń i smutki. Łączy ich obawa, że nie zdążą, bo warunki pogodowe mogą przeszkodzić im w podróży.
Mniej więcej tak opisywano mi tę książkę. Nie miałam pojęcia, że będzie TAKA…
Ale od początku. Nasi bohaterowie w ciągu tej długiej podróży przeżywają mnóstwo przygód. Niektóre są wręcz nierealne. Inne niebezpieczne. Jeszcze inne są szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Cała fabuła jest dość zaskakująca. Na pewno autorce nie brakowało pomysłowości, co jest dużym plusem. Wszystkie wydarzenia są tłem, dzięki któremu nasi bohaterowie poznają siebie i swoje historie. Bo przecież do tej pory byli nieznajomymi. Kaja poznaje to, co boli Filipa, a Filip dowiaduje się….. Nie mogę powiedzieć czego. Największa tajemnica Kai może złamać serce.
To była niezwykła książka. Inna niż wszystkie ze świąteczną atmosferą w tle. Czytając ostatnie strony, łzy leciały mi po policzkach. Jestem wrażliwa, ale dawno już żadna książka tak mnie nie wzruszyła. Chociaż trochę szkoda było mi kończyć, bo te kilkaset stron zleciało nie wiem kiedy. Nawet pomyślałam sobie, że za szybko.
Zdecydowanie uważam, że to jedna z lepszych książek, na które trafiłam w tym roku❤️🎀