Zdumiałam się, zadumałam i doznałam niewątpliwie intelektualnej rozrywki. Spojrzałam prześmiewczym okiem mistrza Umberto na naszą codzienność, na bliźniego i na to, jak sobie radzi w ówczesnym ( a także dzisiejszym ) świecie, na absurdy jakich się dopuszcza i jakie go dopadają. Dowiedziałam się jak unikać chorób zakaźnych, stawiać wielokropek, urządzić bibliotekę publiczną i najlepsze z najlepszych: jak podróżować z łososiem. Hahaha. I kolejnych trzydzieści kpiarsko, ale błyskotliwie potraktowanch tematów. Przerysowanych, że hej!
Jak to z krótkimi formami bywa - jedne lepsze, drugie trochę mniej, niektóre przestarzałe, bo od ich wydania minęło wiele lat, inne uniwersalne, ale ogólnie bilans wychodzi na duży plus.
Kogoś bawi „Ostatnia arystokratka”, innego „Trzech panów w łódce...” - mnie nie. W ogóle w literaturze śmieszy mnie mało co, ale śmieję się na przykład przy „Stulatku, który wyskoczył przez okno…”, „Stelażu”, czy dyktandach Stanisława Lema. A teraz do kolekcji rozśmieszaczy trafiają “Zapiski na pudełku...”. Widać cała nasza trójka: Umberto Eco, Mądry Człowiek i ja, mamy podobne poczucie humoru.