„Każdy człowiek ma we własnej książce strony, które chciałby usunąć”.
Zdzisław Mokryna ma wiele takich stron, o których chciałby zapomnieć, przekreślić lub wyrwać ze swojej pamięci. Emerytowany policjant zaszywa się więc w małej sennej mieścinie w centralnej Polsce, gdzie próbuje zacząć wszystko od nowa. Często spędza czas w niewielkiej pizzerii, stopniowo zaprzyjaźniając się z właścicielem Kamilem i jego rodziną. Ich niespodziewana bliskość pogłębia się podczas długich rozmów o życiu, bolesnych doświadczeniach i marzeniach. Sytuacja zmienia się, gdy znikają dwie córki Kamila. Zdzisław, wyczując rozpacz rodziców, postanawia pomóc i angażuje się w śledztwo.
„Bo w niektórych książkach wśród czekających na zapisanie białych kartek zupełnie niespodziewanie czają się potwory.”.
Początek toczy się niespiesznie, wprowadzając nas w niewielką społeczność Rykowa. Obserwujemy rodzącą się przyjaźń, wsłuchujemy w historie, które mimo upływu czasu nadal uwierają. Można pomyśleć, że autor z premedytacją usypia naszą czujność, by po chwili rozpalić wszystkie zmysły.
Nie spodziewałam się, że ta książka wywoła we mnie tak wiele emocji. Tragedia, która dotyka rodzinę Kamila porusza, a rozpacz i emocje są wręcz namacalne. W napięciu pochłaniałam kolejne rozdziały, próbując rozwiązać zagadkę porwania, świadoma, że z każdym dniem szansa na pomyślne wieści gaśnie. Warstwa obyczajowa jest mocno rozbudowana, ...