Już dawno się tak nie ucieszyłam przy lekturze książki dla dzieci. I nie dlatego, że tata Oli nie zawsze sobie radził z zadaniami, które wziął sobie na głowę, ale dlatego, że wreszcie ktoś pisze książki, które nie są pedagogiczne ponad miarę. To znaczy, owszem, pedagogika w nich jest, ale z humorem, jest lekko, z polotem i zgodnie z duchem czasu. Dość już ramot, które trzeba dzieciom tłumaczyć i wyświechtanych frazesów ze szkółki niedzielnej. Ola i reszta bohaterów są soczyści, nieprzerysowani, zwyczajni i prawdziwi, współcześni. Używają urządzeń elektronicznych i rozmawiają ze sobą jak normalne rodziny, a to już nie jest takie częste w książkach dla dzieci. I oczywiście szata graficzna, która w literaturze dla najmłodszych ma ogromne znaczenie. I tu ukłon w stronę rodziców, bo jest ładnie, kolorowo, dzieci łapią o co chodzi, ale kreska z poczuciem humoru do zrozumienia przez dorosłych. Chętnie sięgniemy z maluchami po inne książeczki z tej serii. Bardzo nam się podobało :)