W ŚWIETLE KSIĘŻYCA.
— O gdyby Filip mógł tu być dzisiaj wieczorem razem ze mną! — westchnęła młoda dziewczyna.
— Rozumiem cię, Winnie, — odparła Mrs. Vanrennen.
— Taka cudna noc, — dodała dziewczyna, przymykając oczy i głęboko wdychając przepojone czarownemi zapachami powietrze. — Jak zachwycałby się nią biedny chłopak!
Mrs. Vanrennen rzuciła okiem na towarzyszkę i twarz jej opromienił pełen tkliwej wyrozumiałości uśmiech, jakim tylko pięćdziesięciopięcioletnia kobieta może odpowiedzieć na uroczą naiwność młodego dziewczęcia.
— Posłużyłoby mu na zdrowie, gdyby mógł się wydostać z wilgoci i mgły londyńskiej, prawda? — rzekła z lekkim odcieniem żartobliwej ironji w głosie, jako, że ów w mowie będący Filip był silny, niczem młody lew.
— Tak, posłużyłoby mu, — westchnęła dziewczyna. — O gdyby mógł być w Algierze!
— Wiesz, dziecko drogie, — rzekła Mrs. Vanrennen, pieszczotliwie głaszcząc policzki dziewczęcia — gdybym ja miała takiego Filipa, i ja także pragnęłabym mieć go przy sobie, zamiast nudnej, starej kobiety, w noc podobną dzisiejszej.
Winnie ujęła spoczywające na jej policzkach delikatne palce i czule je ucałowała. - (fragment książki)