Nie znoszę wycieczek i w ogóle żadnego harmidru. Mam już czterdzieści pięć lat, zapewniłem sobie wygodną egzystencję i proszę Opatrzności, żeby mi pozwoliła radować się nią w spokoju. Pół tuzina portretów rocznie — i mogę żyć w doostatku. Jeszcze kilka pejzażów i szkiców — i mogę żyć w zbytku. Nawet jeżelibym próżnował, to miałbym na to, żeby sypiać w ciepłem łóżku i jadać dobrze i obficie. Mieszkam we własnej willi w Cannes, na szczycie góry, z przecudnym widokiem na morze i niebo. Czuję się u siebie królem i nie pragnę żadnej łaski z ręki losu, rządu, lub miljonerów. Niech mi tylko będzie wolno malować, kiedy mam ochotę, wygrzewać się na słońcu w moim kaktusowym ogródku, jak jaszczurka, zapraszać przyjaciół i wstępować od czasu do czasu między ludzi — wszystko podług mojej woli — a będę szczęśliwy.
Ale pomimo, że mam takie skromne wymagania, życie moje nie płynie równym biegiem i raz po raz jakaś nieprzewidziana przeszkoda wytrąca mnie z utęsknionej równowagi. Doskonały egoista dałby sobie radę z przeszkodami, ale mnie daleko do doskonałości i zejdę do grobu jako Niedoskonały Egoista i jako Niedoskonały Malarz. Opowieść moja będzie kroniką walk z przeszkodami hamującemi mi drogę do Doskonałości. Oprócz tego opiszę, no powiedzmy, wybryki mojej pasierbicy Doroty, moich siostrzeńców: Klaudiusza Worthingtona i Amosa Burdena, księżnej Nadji Ramiroff i niejakiego Ramona Garci. - (fragment książki)