''Myślę że pod poetycką naturą ukrywamy zło i dlatego nie ma dla nas ratunku. Problem w tym, że nikt nie ma czystych rąk, albo prawie nikt mówiąc dokładniej, całkiem nieliczni...''
O rety! ależ mnie skołowała i zmęczyła ta księga. To moje pierwsze podejście do pana Cabré i pierwsza jego książka jaką przeczytałam. Zupełnie więc nie wiedziałam na co mam się przygotować zasiadając z prawie osiemset stronicową cegłą do czytania. Czyta się trudno głównie przez sposób narracji, która nagle w środku zdania zmienia się z pierwszoosobowej w trzecio osobową i na odwrót. Czytało mi się naprawdę ciężko i długo, jednak jakoś nie mogłam odpuścić, wciąż byłam ciekawa co dalej z danym bohaterem, lub opowieścią.
A bohaterowie sypali się jak z rękawa, lub jak króliki z kapelusza prestidigitatora, pojawiali się w różnych miejscach, różnych czasach i różnych odsłonach, oraz postaciach. Z treści przebija też bardzo wyraziście miłość autora do muzyki, w końcu tak naprawdę główną postacią w tej monumentalnej powieści są skrzypce. Drugim głównym bohaterem tej wielowarstwowej opowieści jest ZŁO.
Zło które towarzyszy człowiekowi od zarania dziejów i w każdym miejscu na ziemi. Zło które '' ludzie ludziom...''. I tylko czasem ludzkość zapyta posiniałymi ustami siedmioletniej dziewczynki, patrzącymi odważnie w oczy oprawcy, który wstrzykuje jej śmiertelny zastrzyk w serce, WARUM ??? zło które wciąż jest złem, czy to pod postacią zimnego wychowania chłopca, który jest traktowany jak ...