Krótko, bo to króciutka książka, do pochłonięcia w jeden wieczór. I nie, nie zgodzę się, że jest „o niczym”, że „się zawiodłem”, że „ojej, no klops”. Nie i basta.
Pokrętna historia Ismaela, który traci pamięć, prowadzi czytelników przez prawdziwą miłość, obłąkanie i kruchość ludzkiego życia. Gdzieś w tle maszeruje rodzina dzików, zza rogu wychylają się ślepia tajemnicy, a wszystko spowija mrok niepamięci i zagubienia (pasmanteria, szpital, podejrzani lekarze i miłość życia). Raczej ponura, niejasna, bardziej mistyczna, oniryczna bym powiedział, wyprawa w przeszłość bohatera. A do tego kryminalna historia (czy to jawa, czy sen?) i zawsze pokonujący mnie wątek linii życia, których skomplikowane supły, gdy tylko się rozwiązują, pękają zbyt łatwo.
Doceniam styl Cabré, jest wciąż doskonały - każde słowo użyte z rozwagą, wyważone, przemyślane. Autor świetnie buduje nastrój, przywiązuje do bohatera, wodzi nas za nosy, prowadzi na manowce, potrafi rozśmieszyć i przestraszyć. I zaskakuje.