„Wyspa na końcu świata” opowiada prawdziwą historię, która rozegrała się w 1906 roku na wyspie Culion na Filipinach, gdzie to sprowadzono ludność trędowatą.
Pod wpływem rządów bezwzględnego pana Zamory, ludność zostaje podzielona na czystych i trędowatych. Dwunastoletnia Ami, wraz z innymi zdrowymi dziećmi, musi opuścić swoją chorą mamę i udać się na wyspę Coron, gdzie będą mieszkać w sierocińcu do ukończenia osiemnastego roku życia.
Ami z bólem serca opuszcza swoją mamę, która jest najważniejszą osobą w jej życiu. W sierocińcu poznaje prawdziwych przyjaciół i uczy się wielu pożytecznych rzeczy. Z czasem po kryjomu pisze listy do mamy, z których dowiaduje się, że jej stan zdrowia bardzo się pogorszył. Wraz z przyjaciółmi postawia uciec i spotkać się z matką. Czy jej się to uda? Czy dotrze na czas?
Negatywna postać książki, pan Zamora, który nie da sobie nic powiedzieć i który uważa, że jak ma pieniądze to wszystko może, powinien ponieść surową karę za swoje zachowanie. Bezduszny człowiek, który nie ma serca.
„Wyspa na końcu świata” to pełna ciepła opowieść o miłości, przyjaźni, ale przede wszystkim o tolerancji. Podziwiam główną bohaterkę, która w tak młodym wieku musi opuścić mamę i udać się w nieznane. Jej postawa i zachowanie powinny być przykładem dla wielu dzieci, ale nie tylko, dorośli mogą wiele się od niej uczyć.
Pięknie ilustrowana okładka książki przyciąga oko. ...