Ostatnio czytam same emocjonalne książki. "Wyspa na końcu świata" to kolejna pełna emocji pozycja. Tym razem skierowana do młodszego czytelnika, ale myślę, że każdy z nas powinien ją przeczytać, bo porusza ważne kwestie, wzrusza i uczy.
Dwunastoletnia Ami mieszka wraz z mamą Nanay, na pięknej wyspie, Culion. Kto z nas by nie chciał spędzać dni na tropikalnej wyspie? Brzmi iddylicznie prawda? Ale wyspę spowija pewien cień, cień choroby - trądu. Stąd wyspa omijana jest szerokim łukiem, traktowana jako kolonia dla trędowatych.
Ami opiekuje się chorą mamą, żyje sobie spokojnie z nią na wyspie oczekując motyli, które obydwie pragną zobaczyć.
Wszystko zmienia się z chwilą gdy na wyspę przybywa pan Zamora, wysłannik rządowy, który ogłasza dekret, że zdrowe dzieci z wyspy Culion zostaną odebrane chorym rodzicom i przeniesione do sierocińca na wyspie Coron. Zaś wyspa Culion zostanie podzielona na dwie strefy: Sano - czyści i Leproso - dotknięci.
Ami wyrusza w podróż na wyspę Coron wraz z gromadką dzieci. Nie chce zostawiać mamy samej, jej serce jest rozdarte, obiecują sobie z Nanay, że będą pisać do siebie codziennie listy, i że ta rozłąka nie będzie trwała wiecznie. Mimo to Ami jest zrozpaczona, smutna, pełna żalu do rządu i tęsknoty za mamą i przyjaciółmi z wyspy.
Na całe szczęście w sierocińcu odnajduje bratnią duszę w osobie Mariposy. Wkrótce wraz z innymi dziećmi postanawiają odnowić starą łódź i uciec z wyspy. Czy Ami i jej przyjaciołom uda się powrócić do domu? Czy rozdzielone rodziny odnajdą się na nowo. I będzie dane im żyć razem. Tego dowiecie się sięgając po tę cudowną opowieść.
Na uwagę zasługuje wydanie książki. Jest prześliczne ! Okładka błękitna, w motyle, w twardej oprawie, no cudo po prostu. Dziękuję wydawnictwu za tak piękne wydanie i za tak piękną i ważną historię, która ta śliczna oprawa skrywa.
"Wyspa na końcu świata" rozdarła mi serce. Decyzja rządu o rozdzieleniu dzieci z rodzicami łamie serce, oburza i szokuje.
To jak traktowani przez niektórych są ludzi chorzy na trąd, np. przez pana Zamorę, przyprawia o ból głowy. Mimo że chorzy, to nadal ludzie do diaska, czują jak zdrowi, i takie piętnowanie rani ich uczucia, niszczy ich psychikę. Ta stygmatyzacja ludzi trędowatych podniosła mi ciśnienie jak kiedyś "Dżuma" Alberta Camus'a. Aż chciałam momentami chwycić za fraki tego całego Zamorę i potrząsnąć nim i przemówić do rozumu !
Postać Zamory natrętnie kojarzyła mi się z nazistami i doktorem Mengele, to jego umiłowanie do czystości ( aż do przesady i krwi), do porządku, ta niechęć do ludzi, a tym bardziej dzieci, to jego wywyższanie się, egoizm, brak empatii, to traktowanie przez niego żywych istot (motyli), pokazuje jak złym i chłodnym, wyzutym z uczuć wyższych człowiekiem jest ta postać. Brr... nie chciałabym mieć z takim typem do czynienia.
"Wyspa na końcu świata" to mądra opowieść o przyjaźni, miłości, tęsknocie, o marzeniach, o tym by nie dzielić ludzi, nie piętnować, nie traktować ich jak przedmioty pozbawione uczuć, i wreszcie o motylach, które udowadniają nam, że choć życie czasem nie trwa długo, nie oznacza że nie może być piękne, pełne miłości, przyjaźni, i najważniejszego - sensu. Bo każde życie ma taką samą wartość. I każdy zasługuje na szacunek.
Przepiękna, pełna emocji, wzruszeń opowieść. Polecam wszystkim !