Z moim czytnikiem jest tak, że nigdy nie wiem po co sięgam. Po tytule wnosiłam, iż jest to klasyczny Harlequin. I gdyby tak było, byłoby 10/10 w kategorii harlequinów :) Jest mniej, ale to właściwie komplement. bo zdecydowanie nie jest to plytkie i slabe. To powieść romansowa, choć czy historyczna? Tego nie wiem, bo na realiach wieków przeszłych nie za bardzo sie znam.
Bo: kapitalnie napisane, romans jak romans - ale miły, sympatyczny i taki "zmyślny". Jest sensacja, jest trup, jest fabuła uzupełniająca romans. A właściwie idąca równolegle.
Nazwałabym tą powieść "romansem obyczajowym z czasów przeszłych" - i w tej kategorii wygrywa z innymi. czyli: czytało się świetnie i sympatycznie. Wielkich zgrzytów nie było. Nad wątkiem alchemicznym się nie zastanawiałam, uznałam bowiem, ze clou historii jest jednak romans. I to było dobre podejście.
Czyli: tak jak napisała Jagrys: przymknijcie oko i cieszcie się lekturą. Bo książka jest z gatunku "sympatycznie nie wkurzających" :)
PS. Dla wyjaśnienia: ten rok obfituje albo w żałosne pomyłki książkowe, albo arcydzieła literatury. Ta książka wpasowała się dokładnie w środek i wypełniła lukę. Lukę na książki "miłe, łatwe i przyjemne"